Mistyka psychiatryka

dodane 23:16

Kontakt z osobą chorą psychicznie uświadamia, jak niezwykłą tajemnicą jest człowiek.

Kilka lat temu wraz z moim znajomym wezwani zostaliśmy na oddział psychogeriatrii. Oddział znajdował się w wielkim szpitalu. Na jego terenie leczyło się ponad siedemdziesięciu pacjentów. Często były to osoby przywiezione z ośrodków opieki społecznej. Osoby starsze, schorowane, mające trudności z poruszaniem się samodzielnie. Wielu z nich nikt niestety nie odwiedzał.  Gdy otwarto nam drzwi dotarły do nas natychmiast głośne dźwięki muzyki. Był to główny motyw z filmu „Misja”. Genialne dzięki utworu Ennio Morricone dosłownie nas przeszyły. Zarówno ja, jak i mój towarzysz po prostu „stanęliśmy, jak wryci”. Znałem doskonale ten utwór, znałem również ten oddział. Połączenie to było jednak czymś niespodziewanym. Naokoło przewijało się mnóstwo pacjentów. Była to część obserwacyjna i wiele osób znajdowało się w ciężkich stanach. Najczęściej kontakt słowny był z nimi niemożliwy. Pewna Pani, siedząca na wózku inwalidzkim patrzyła się na nas. Wzrok niby normalny, „jak to wzrok”. Z jednej strony była ona nieobecna, jakby w innym świecie. Może jednak doskonale wiedziała co się dzieje, może wiedziała po co przyszliśmy? Obok niej pewien Pan położył głowę na stole. Czy spał? Nie wiem. Może spał, ale czy można spać z otwartymi oczami? 
Myśląc o tym oddziale w pierwszym rzędzie przychodzą mi smutne skojarzenia. Aż chce się powiedzieć, „Panu Bogu starość się nie udała”. Z drugiej jednak strony, gdy przypominam sobie tamtą wizytę, natychmiast się uspokajam. Właśnie: spokój, niesamowity spokój, jaki wówczas odczuwałem, ten spokój, który zatrzymał i mnie i mojego kolegę. Ciekawe jest, że o tym spokoju mówiłem nie tylko ja, ale również i mój towarzysz. Ciekawe jest także, że on był- jak twierdzi- niewierzący, a ja wprost przeciwnie. Mam jednak wrażenie, że w tamtej chwili mówiliśmy jednym głosem, dotykając jakiejś dziury w „psychicznej czasoprzestrzeni”. Czy była to mistyka?
Cóż, w starożytnym Egipcie to kapłani zajmowali się mentalnie chorymi i „szalonymi”. Uznawano, że mają jakieś szczególne dary, zdolności, mogą kontaktować się z bogami. Na początku naszej ery z kolei, podkreślano w Rzymie, że osoby te wymagają mentora, który prowadzić będzie ich w duchowej wędrówce. Ja spotykając ludzi z autyzmem, chorych na schizofrenię, czy też depresję mam nieuchronnie wrażenie, ze to oni mnie prowadzą. Osoby te doświadczają/ dotykają jakiejś granicy. Pamiętam spotkałem kiedyś mojego rówieśnika (miałem wówczas trzydzieści lat), był osobą głęboko upośledzoną umysłowo. Mówiono do mnie „Panie Rzeczniku on nic nie rozumie”. Nie wiem, czy rozumiał, wiem natomiast, że patrzył mi w oczy. Przecież jego oczy też są zwierciadłem duszy!, Czyż nie?
Mistyka szaleństwa. Wielu teologów, psychiatrów i psychologów stara się uchwycić związek pomiędzy irracjonalnymi zaburzeniami, a irracjonalnością wiary. Trzeba być przecież szalonym, by ze Szczecina iść na pieszo na Jasną Górę, by uklęknąć przed pewnym obrazem. Może jednak w tym „szaleństwie jest metoda”. Może i szaleństwo  czasem przybliża do Boga? Może w nim Bóg szczególnie przybliża się do nas?   
 

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 18.04.2024

Ostatnio dodane