Nawet wczoraj przed snem rozmawiając z synem o pewnej traumie (i to nie była szkoła:-), przyszło uspokojenie dlatego, że JEST i ma MOC dzisiaj tak samo, jak wtedy.
Prosta, męska rozgrywka. Żadnego mieszkania przed ślubem, żadnego odwiedzania klubów gejowskich, żadnego współżycia z małą siostrą, kuzynką sąsiadką czy żoną ojca.
Zaczęłam sąsiadom od „burdelu” błogosławić. Kiedy namawiałam do tego sąsiadkę usłyszałam: „Zgłupiałaś?”.
Znam kobietę, której matka mówiła: „Żałuję, że cię urodziłam, mogłaś umrzeć. Czemu nie jesteś synem, byłby z ciebie pożytek?”.
Bez „zatrzymania kadru”, jak we współczesnych reklamach, rzecz niewyobrażalna.
Szłam, pełna wewnętrznej nieuświadomionej agresji, przybrana w owczą skórę, poprawiać zafajdany świat i nie biorąc sobie do serca żadnych Jego słów.
Kiedy pisałam pracę magisterską, myśląc, że zmieniam bieg świata, Franek studził mój zapał słowami: Co ty się tak przejmujesz, przecież nikt tego nie będzie czytał! :-)