Dwanaście lat, żadnego miłego gestu, przytulenia, poklepania po plecach. Nic.
W chrześcijaństwie można doświadczyć takiej prawdy o sobie, która jest jak klaps, albo policzek wymierzony własnemu ego.
Mamy Jezusa, który potrafił przenosić góry, a pozwolił się zakatować bez jednego jęku.
Siedzę w tyglu kulturowym. Czarnowłosi faceci krzyczą na odwiedzających bazar jakby ich chcieli zeżreć z kopytami, a w sumie chodzi im tylko o to, żeby sprzedać truskawki.
Tu znaleźli Go faryzeusze i ledwo znaleźli, już zaczęli się czepiać apostołów, jak ja moich synów.
Na Golgocie, wznosi się najbardziej przejmujący kościół świata, okupowany nieustannie przez nawróconych pogan, zakochanych w Żydzie.
Pan Jezus wydaje się rozdrażniony tym, że jego uczniowie wciąż liczą na własne siły.
Dzisiejsi opiniotwórcy często nie zadają sobie wysiłku, by Go poznać, co nie przeszkadza im opiniować.