Mam się bać Boga bardziej niż opinii publicznej, bankructwa, a nawet śmierci.
Stoi przed Bogiem i wyje. Ma dość tego ludu, roszczeniowego, nigdy nienasyconego, który gotów by się znów zaprzedać w niewolę za mięso, cebulę, ogórki i czosnek.
Jezus wiedział, że jego ukrzyżowanie wstrząśnie uczniami choć zapowiadał, że to się musi stać.
Najwyraźniej. W pierwszym czytaniu mamy lud Izraelski, który wreszcie dotarł do ziemi obiecanej mu przez Boga.
Świat wydaje się opanowany przez człowieka. Klęska w jakimkolwiek wymiarze pokazuje, jak bardzo złudne jest to władztwo.
Moje dwumetrowe dziecko je śniadanie. – Weź sobie jeszcze to, co ci przygrzałam – mówię, słysząc, że na piecu wciąż coś pyrszczy. – Daj mi! - rzuca. – Nie dam, bo jak ci żona kiedyś powie - zrób sobie śniadanie - to się ucieszysz „super jak u mamy”.
Ksiądz proboszcz stwierdził dziś, że najważniejszym słowem w dzisiejszej ewangelii jest słowo „dla”.
Od dwóch dni chodzi mi po głowie coś, co usłyszałam kiedyś od jakiegoś zakonnika: modlitwa czyni Cię niewidzialną dla zła. Taka swoista czapka niewidka.
Znam taką „Rut”: Polka, oazowiczka, żona jedynaka, który koło pięćdziesiątki stwierdził, że się nią znudził...
Dlatego święci triumfy powiedzenie „wszyscy tak robią” a nie przekonanie, że w tej sferze możemy być, dzięki Bogu, święci i nieskalani.