«Kto ty jesteś?» - pytają wysłannicy kapłanów Jana Chrzciciela.
Wczoraj się dowiedziałam.
Tak, jest to władza nad jakimś urojonym światem, który czasem zastępuje nasze własne życie.
Oczy rozbiegane, zalęknione. Niepewny siebie. Dziś jak patrzę na niego, widzę oczy rozjaśnione jakimś wewnętrznym światłem.
Ciężkiego i lepkiego. Przyssał do ciała niczym próżniowa torebka na żywność. Łapałam pozytywne bodźce, które nie miały szansy przebić się przez tą pesymistyczną impregnację.
– Jak myślisz co my teraz tańczymy religijny czy erotyczny? - pyta Franeczek konspiracyjnie. – Chyba erotyczny? – uśmiecham się zalotnie. – Ja myślę że religijny, bo modlę się do Boga o zmiłowanie – podsumował mój ulubiony mąż.
Poszłam kiedyś do księdza po poradę. Po sposób na rachunek sumienia. Żeby mieć jakiś schemat.
Myślę, że pokora ma ścisły związek z poczuciem dokochania.
Bo czasem jest tak, że to ja walczę zamiast Niego, ja się martwię i zabiegam, tak jakby Go nie było.
Dzisiejszy fragment listu do Koryntian rodzi pytanie: Czy można prowadzić ewangelizację, jednocześnie tkwiąc w sporach i waśniach?