Spojrzenie z okna kamedulskiej celi
dodane 2015-10-20 09:17
"Kiedy tak, to już ci nie powiem, że się orda białogrodzka na Rzeczpospolitą w wielkiej potędze gotuje, bo cóż cię to obchodzić może? Pan Michał wąsikami nagle ruszył i prawicą mimo woli do lewego boku sięgnął, ale nie znalazłszy szabli, zaraz obie ręce pod habit schował, spuścił głowę i rzekł: — Memento mori!"
Chociaż powietrze ostatnio aż iskrzy się od napięcia ważnych spraw społecznych, politycznych i kościelnych; chociaż debaty, synody i migracje wokoło....ja w ostatni weekend więcej do czynienia miałam z siecią pajęczą niźli z internetową. Chodziłam sobie po lesie i po raz kolejny doświadczałam, że jest on moją ojczyzną i że tu odzyskuję siłę i jasność umysłu (co potwierdzałoby teorię, że kiedyś człowiek zszedł z drzewa, chyba, że dotyczy to jedynie mojego przypadku, ale nie o tym chciałam...)
Chodziłam sobie i myślałam...
Pozornie wyglądało to na akt skrajnego egoizmu, na postawę typu "moja chata z kraja" wobec palących problemów, których spiętrzenie w ostatnich czasach jest jakieś takie nawet epokowe. Tu zmienia się na bardziej ciemne oblicze Europy, tu Polska stoi na progu ważnych wyborów (a niektóre partie nawet na progach wyborczych ;-)), zaś Kościół przeżywa "pikantny synod", według słów kard. Pella, a ja sobie na pieńku siedzę i dumam.
Więc przychodzi Zagłoba i mówi:
"Kiedy tak, to już ci nie powiem, że się orda białogrodzka na Rzeczpospolitą w wielkiej potędze gotuje, bo cóż cię to obchodzić może?
Pan Michał wąsikami nagle ruszył i prawicą mimo woli do lewego boku sięgnął, ale nie znalazłszy szabli, zaraz obie ręce pod habit schował, spuścił głowę i rzekł:
— Memento mori!"
Ale ja nie Wołodyjowski, więc się ostatecznie z mojej kamedulskiej celi wyrwać nie dam. Co nie znaczy, że ordy nadciągające na Rzeczpospolitą są mi obojętne. Siedzę i myślę o chrześcijańskiej tożsamości Europy, o moim Kościele, który chce być blisko ludzkiej biedy i zachować wierność ideałom Ewangelii i o Ojczyźnie, w której, jeśli dobrze zrozumiałam przesłanie Pani Premier z wczorajszej debaty, trzeba być nadczłowiekiem, żeby nie kląć i nie jeść ośmiorniczek za pieniądze podatnika.
I tak sobie myślę, że jest nas całkiem sporo, tych "nadludzi". I sztuka polega na tym, byśmy zobaczyli na nowo ilu nas jest. Tak jak w czasach "Solidarności", byśmy wbrew propagandzie, uwierzyli, że normalne może być normą.
Naiwne, bo się już raz sparzyliśmy ogniem z okrągłego stołu? Nie sądzę. Przecież ostatnie słowo należy do Boga, który też nie je ośmiorniczek za nasze pieniądze...