Rządca czy rządzący
dodane 2015-10-22 09:22
W trakcie kampanii wyborczej, pośród różnych tez, jak bumerang z lewej strony powraca wizja "państwa świeckiego". Niby tacy inteligentni i wykształceni, ci lewi liderzy - pomyślałam- a używają zbitki słów, o której już dawno wiadomo, że nie posiada żadnej zawartości treściowej i w żaden sposób nie przekłada się na obiektywną rzeczywistość...
Po pierwsze, państwo tworzą ludzie, a ci zawsze mają swoje religie, rozumiane jako zestaw przekonań i założeń (często a priori), którymi się kierują. Nie da się stworzyć przestrzeni próżni ideologicznej, bo życie próżni nie znosi i... islam chętnie ją wypełni. Zatem państwo świeckie, to państwo dobre dla robotów, a nie dla ludzi.
Chyba, że w tym wszystkim nie chodzi o neutralność, ale o zneutralizowanie chrześcijaństwa, by na jego miejsce zaszczepić ideologię przeciwną jego wartościom. Wiele na to wskazuje. Ale wtedy wypadałoby postawić sprawę uczciwie: chcemy państwa wyznaniowego z panującą religią genderystyczno-LGBTQ + inne literki.
Po drugie, zwolennicy "świeckiego państwa", owszem akceptują chrześcijan, ale tylko tych bezobjawowych, albo takich, którzy mają daleko posunięte rozdwojenie jaźni, czyli w domku, prywatnie - katolik, a w pracy.... - no właśnie, kto właściwie?
A ja nie cierpię na chorobę psychiczną. Jestem chrześcijanką i Polką. Równocześnie. Dlatego wczoraj razem z wieloma, w większości młodymi ludźmi modliliśmy się o to, by ręka Pana spoczęła na wyborach; by objawiła się Jego chwała i wola; by Bóg oświecał światłem swojego Ducha rządzących.
I co? Strach i przerażenie, bo "państwo wyznaniowe'? A w czym to komu przeszkadza, że chcielibyśmy na urzędach uczciwych ludzi, którzy kierowaliby się prawością i wartościami? Komu stanie się krzywda, jeśli posłowie i senatorowie będą pragnęli bardziej dobra wspólnego niż własnego?
Że będzie prześladowanie biednych ateistów?
Bądźmy uczciwi. Co jest większym naruszeniem wolności człowieka: zapowiedź usunięcia ze szkoły katechezy, której większość rodziców chce dla swoich dzieci, czy przemycanie tylnymi drzwiami bez zgody tychże rodziców elementów seksedukacji i genderyzmu do owej laickiej szkoły? (nie wspomnę już o 6-latkach, bo to inny temat).
Ewangelia nikomu nie zagraża i straszenie państwem wyznaniowym jest jedynie strasznie śmieszne. Jeśli ktoś się boi, to niech nie czyta dalej. Bo oto zamierzam mieszać religię do polityki. I ten "kataklizm" wygląda mniej więcej tak:
Pan mówi: "któż jest owym rządcą wiernym i roztropnym, którego pan ustanowi nad swoją służbą, żeby na czas wydzielił jej żywność? (Łk 12, 42). Oto definicja polityka według Ewangelii: jest on rządcą, wyznaczonym na pewien czas, by służył powierzonym sobie ludziom.
I nawet, jeśli ów rządca nie uznaje nad sobą Pana, przed którym trzeba będzie kiedyś zdać sprawę ze swojego włodarstwa, to przynajmniej niech czuje się odpowiedzialny przed suwerenem jakim jest naród.
Bo jest rządcą, a nie rządzącym. To prawie te same literki, ale prawie robi tu poważną różnicę.