Skutki uboczne Halloween
dodane 2015-10-31 09:55
Myślę, że nie muszę Was przekonywać, że Halloween to nie jest jedynie koszmarna, psująca dobry smak, zabawa z cukierkami i psikusami. Nie trzeba wielkiej wiedzy, by zobaczyć w tej modnej, nowej, świeckiej (sic!) tradycji starą obrzędowość pogańską, z jej naturalnym lękiem/fascynacją wobec świata duchów. Widziałam to samo wśród prymitywnych plemion Pigmejów w Afryce. Ale każdy kij ma dwa końca i ten neopogański kij też go ma.
Ubocznym skutkiem Halloween (zapewne całkiem niezamierzonym przez krzewicieli zabawy z duchami) jest reakcja w postaci rozwoju alternatywnej obrzędowości chrześcijańskiej. Mnożące się jak grzyby po deszczu korowody świętych, Krakowska Noc Światła i inne wydarzenia są tego przejawem.
Bo najskuteczniejszą obroną przed neopogaństwem jest działanie.
Można i trzeba ostrzegać przed tym, co złe, ale to za mało. Życie nie znosi próżni.
Nie wystarczy tylko zabraniać. Trzeba dać coś w zamian. A nam wyraźnie brakowało zwyczajów, obrzędów i form do wyrażenia radosnego charakteru Święta Wszystkich Świętych. I trzeba przyznać, że Halloween trochę wymusiło na nas przebudzenie, zmobilizowało do przejęcia inicjatywy, bo wcześniej to pole leżało odłogiem.
(Nawiasem mówiąc, tak nieśmiało spytam: czy naprawdę trzeba w to radosne Święto już w południe odprawiać Mszę św. na cmentarzu? Przecież Dzień Zaduszny jest 2 listopada, więc może chociaż wieczorem 1 XI... )
Ale wracając do tematu. Najlepszym przeciwdziałaniem jest zagospodarowanie przestrzeni. Robią straszne, bluźniercze filmy? To weźmy się się za robienie porządnego, profesjonalnego, prawdziwie chrześcijańskiego kina. Papież przywalony meteorytem jest chwalony jako sztuka nowoczesna? Pokażmy im prawdziwe piękno zaklęte w rzeźbie, obrazie, architekturze... I tak w każdej dziedzinie.
Bo jeśli jedynie siedzimy bezczynnie, krytykując świat, to, rzeczywiście, przypominamy tych dziadków z Muppetów, przywołanych przez Marcina Jakimowicza w jego dzisiejszym artykule na gość.pl (http://gosc.pl/doc/2793071.Loza-szydercow)
Ciekawe, nie umawialiśmy się z Marcinem. A wyszło, jakbyśmy działali w duecie. Jeden Duch? :-)