Dobre upojenie...
dodane 2016-01-18 11:29
Gdyby ktoś skakał w radości, krzyczał i śmiał się w głos na ulicy, pomyślałbyś, że wariat. Ale jakby ktoś ci powiedział, że ten człowiek właśnie wygrał milion w totka, pokiwałbyś głową ze zrozumieniem. A Duch Boży, to coś więcej niż wygrana główna!
Wczoraj perykopa o Kanie Galilejskiej, a dzisiaj o winie i bukłakach... Więc, nie ma wyjścia - będzie o winie. A, że nie piję, będzie o jedynym pożądanym dla wszystkich upojeniu - o Duchu Świętym.
Pozornie są to tematy odległe, ale objawy, jak widać z opisu Dziejów Apostolskich, dość podobne:
"Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, w którym przebywali. Ukazały się im też języki jakby z ognia, które się rozdzieliły, i na każdym z nich spoczął jeden. I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym, i zaczęli mówić obcymi językami, tak jak im Duch pozwalał mówić. Przebywali wtedy w Jerozolimie pobożni Żydzi ze wszystkich narodów pod słońcem. Kiedy więc powstał ów szum, zbiegli się tłumnie i zdumieli, bo każdy słyszał, jak przemawiali w jego własnym języku. (...) Zdumiewali się wszyscy i nie wiedzieli, co myśleć: Co ma znaczyć? - mówili jeden do drugiego. Upili się młodym winem - drwili inni." Dz 2, 2-6.12-13
Św. Piotr musiał zacząć głoszenie od zapewnienia: "Ci ludzie nie są pijani"!!!
Nie byli pijani. Ale objawy były podobne...
Czy to oznacza, że przyjęcie Ducha Świętego to odlot, odurzenie i utrata kontroli?
W pewnym sensie tak, ale w innym całkowicie nie.
Zbieżne jest to, że w jednym i drugim przypadku chodzi o poddanie się pod wpływ siły większej niż nasza. Ale różnica jest kolosalna, gdy porównamy czemuż to i komu się poddajemy.
Duch Święty jest Osobą, jest Bogiem dobrym, który szanując naszą wolność pragnie nas ubogacić w dary, o których po ludzku nam się nie śniło. Chce nas obdarzyć swoją mocą i mądrością. Gdy poddajemy się pod Jego wpływ, nasza ludzka natura zostaje wzbogacona tak niewspółmiernie do jej wcześniejszych możliwości, że może to wywołać w pierwszej chwili poczucie olśnienia, czy nawet odurzenia. To bardzo mocne doświadczenie. Czasem wprost ekstremalne. Stąd może mu, chociaż nie musi, towarzyszyć euforia.
Ale nie ma ono nic wspólnego z zamroczeniem wywołanym alkoholem, w którym pozbywamy się kontroli nad swoim życiem, rezygnując z używania rozumu.
Duch Boży dotyka ludzkiego ducha, napełniając go swoimi darami. A to doświadczenie rozlewa się czasem także na psychikę, a nawet ciało, wywołując właściwe dla tych sfer reakcje. Jesteśmy ludźmi, więc reagujemy po ludzku: rodzą się z nas uczucia, rośnie poziom adrenaliny itd. Oczywiście, nie należy to do istoty doświadczenia duchowego. Jest raczej jego skutkiem ubocznym. Stąd mądrość podpowiada, by się nie koncentrować na zewnętrznych czy emocjonalnych przejawach działania Ducha (np. po co dyskutować, czy tzw. spoczynek w duchu sam w sobie jest dobry czy zły. Tak czy siak jest on jedynie ludzką reakcją psychofizyczną. Istotnym jest pytanie, pod wpływem czego/kogo to się dzieje w konkretnym przypadku: Bóg, ludzka natura, zły duch?...) Rzeczy najważniejsze dzieją się głębiej...
Niemniej w doświadczeniu duchowym bierze udział cały człowiek, nie tylko głębia jego ducha. Dlatego trudno się dziwić, że ktoś kto doświadczył mocy Bożej zachowuje się... nieco dziwnie. Gdyby ktoś skakał w radości, krzyczał i śmiał się w głos na ulicy, pomyślałbyś, że wariat. Ale jakby ktoś ci powiedział, że ten człowiek właśnie wygrał milion w totka, pokiwałbyś głową ze zrozumieniem.
A Duch Boży, to coś więcej niż wygrana główna!
Więc dlaczego nie tolerujemy okazywania uczuć religijnych? Smutni? Ok. Powściągliwi? W porządku. Ale radośni?! Głośni, tańczący?!!!! Zgroza!
A ja tam wolę upojonych... Z nimi życie jest ciekawsze :-)