Klasyka zwodzenia
dodane 2017-09-11 11:21
W komentarzu pod tekstem "Między młotem a kowadłem" http://sbogna.blogspot.com/2017/09/miedzy-motem-kowadem-czyli-o-formacji.html znalazłam zdanie, które podziałało na mnie jak przysłowiowa płachta na byka (w sumie nic nie wiem o przeżyciach byków względem tkanin :-)
Nie żeby komentarz mi się nie spodobał. Wprost przeciwnie, zachęcam do przeczytania całości świadectwa, które jest piękne i mądre. Ale w tym opisie drogi ku Bogu, pojawia się właśnie to: zdanie śmierdzące siarką i syczące na każdej spółgłosce. Zdanie - zwodzenie. Zdanie - pokusa, którym zły duch próbuje nas zatrzymać z dala od Boga. W tym świadectwie jest ono, na szczęście, w czasie przeszłym, ale znam zbyt wielu osób, dla których jest ono aktualne, bym mogła obok tego przejść obojętnie.
"Miałam takie doświadczenie dawno temu, na początku nawrócenia (ok, nie tak dawno temu, lat kilka), że już się owszem nawróciłam z letniości (a przedtem był ateizm), ale zaufać tak na 100% nie umiałam. Mało tego, wydawało mi się, że jak powiem fiat, jak Maryja, to mi się straszne rzeczy będą może dziać, dla mojego dobra a ja nie jestem na nie gotowa. I walczyłam z tym ze dwa tygodnie. Aż puściłam. I strasznie mi ulżyło. Bo zrozumiałam, że Bóg przecież wie na co ja jestem a na co nie jestem gotowa."
Podkreślenie jest moje, bo o to zdanie właśnie mi chodzi. Raz po raz słyszę te słowa. "Zaufałbym Bogu, ale będzie bolało".
TO JEST KŁAMSTWO!!!
I kiedy pojawia się w Twoim życiu, (a pojawi się, bo to jest podstawowa strategia złego ducha) to, cytując klasyka: "Nie pozwól mu otworzyć nawet tej rogatej gęby, tylko wersetem go!" (Michał Nikodem jest autorem tej oto wzniosłej porady duchowej :-)
"Wersetem go!". Z Biblii, oczywiście. To jeden ze sposobów.
Ale rzecz się komplikuje, gdy już jesteśmy ukąszeni podejrzliwością wobec Boga. Trucizna ta, gdy dosięgnie rozumu i serca, potrafi sprawić, że nawet Pismo święte odczytujemy w fałszywym kluczu, interpretując je opacznie. Ja sama pamiętam taki czas, gdy zdanie: "Kto chce iść za mną, niech weźmie swój krzyż", rozumiałam jako groźbę: "Bóg ukrzyżował Jezusa i mnie też chce tak załatwić!". Rozumiecie, że z takiej przesłanki nie rodzi się zaufanie, ale opór i lęk.
Co robić zatem?
Dać szansę Bogu, by się w naszym życiu objawił takim jakim jest naprawdę. Przestańmy Mu przyprawiać gębę, a dajmy Mu przemówić.
On się już objawił i tylko trzeba chcieć Go poznać.
Objawił się w Jezusie Chrystusie.
Czy ten Człowiek zrobił komuś krzywdę? Czy sprowadził na kogoś chorobę, albo nieszczęście? (raczej przeciwnie, czyż nie?). Czy ten Człowiek kogoś znienawidził, przeklął, odrzucił?
Jest takie miejsce, gdzie ta podła "rogata gęba" (do tej pory się zastanawiam jak gęba może być rogata :-)) musi się zamknąć. Jest ono pod krzyżem Jezusa. Stań tam. I usłysz, że Jezus mówi: "Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią". I potem popatrz, jak z przebitego boku Jezusa, natychmiast wypływa Krew i Woda. To jest jedyna odpowiedź Boga na ludzki grzech - Miłość i Miłosierdzie.
Natychmiast. Czy takiego Boga można się bać?
Jezu, Baranku zabity, ześlij do naszych serc swojego Świętego Ducha. Niech otworzy nasze oczy na prawdę Twojej Miłości. Niech zrodzi w nas bezgraniczne zaufanie do Boga, który jest Abbą - Tatusiem. Amen.