Ciasne, czyli niekatolickie
dodane 2017-12-07 10:26
Dużo się dzisiaj mówi o protestantyzacji niektórych środowisk Kościoła. I dobrze. Trzeba rozmawiać. Trzeba myśleć o kierunku, tendencjach. Trzeba, korzystając z doświadczenia św. Ignacego, patrzeć na początek i przewidywać koniec, do którego zdążają wprowadzane, czasem z radosną spontanicznością, zmiany. Trzeba znać i kochać swoją tożsamość. Trzeba. I to koniecznie. Jednak, mam wrażenie, że pojęcie protestantyzacja jest przez niektórych "rozmówców" używana w charakterze sztachety wyrwanej z płota, służącej do okładania każdego, kto ma chociaż troszkę inną wrażliwość duchową.
I ten zarzut nie dotyczy tylko jednej strony tej "dyskusji". "Interlokutorzy" używają po prostu innej sztachety o nazwie "tradycjonalizm".
W związku z tym, chciałabym przypomnieć, że katolicki oznacza powszechny. I jego zaprzeczeniem jest ciasnota. Ciasnota, która myli jedność z jednorodnością.
I jest to pokusa dotycząca każdego z nas.
Zauważyłam, że płaszczyzną tych nieporozumień, a czasem wprost uprzedzeń, nie są różnice teologiczne, ale forma. Sprawy drugo-, trzecio- i siódmorzędne.
A gdyby tak, po prostu, po katolicku, to łączyć?
Modlę się na co dzień w mojej zakonnej kaplicy. Ale czasem idę na spotkanie modlitewne do sali należącej do jakiejś wspólnoty. Dla mnie Kościół jest tu i tu. Bo są tam ludzie, którzy tworzą Mistyczne Ciało Jezusa. Modlę się Różańcem św. i w językach. Odprawiam Lectio divina, ale też proszę Pana o słowo prorocze. Kocham tradycję, jednak liczę się z tym, że Duch Święty jest Suwerenem (modne słowo!) i ma prawo robić to, co uważa, a nie to, co się spodziewam. Full service. Moja lodówka jest pełna i nie rozumiem, dlaczego mam wybierać pomiędzy serkiem i kiełbasą (podwawelską, oczywiście! - kto był na "Sercu Dawida" ten wie! :-)))
Myślę, że każdego dnia trzeba nam badać nasze serca, czy one bardziej kochają Kościół czy własne przyzwyczajenia.
A Kościół gromadzi się wokół Jezusa.
I powiem Wam coś, co mnie nurtuje i boli, a nie ma na to łatwiej odpowiedzi:
Jezus jest obecny w Najśw. Sakramencie i swoim Mistycznym Ciele, czyli w nas. I mam takie przekonanie, że kiedy rozdzielamy te dwie obecności, Jezus jest rozdarty.
Obrazek: pełna zapału, młoda wspólnota, która uwielbia Pana w swojej sali, a w pobliżu kościół z sakramentalną Obecnością. Wam to nie zgrzyta? I nie chodzi mi o to, że nie można się modlić poza kościołem. Rozumiem też cały wymiar ekumeniczny, tworzenia przestrzeni wspólnej modlitwy z chrześcijanami innych denominacji. Chodzi o to, by nie powstał niepokojący dystans. A z niego przepaść. I nie zasypią jej dyskusje, tym bardziej te zażarte. Więc zamiast okładać się sztachetami, porozmawiajmy jak łączyć ludzi. Bo nie wiem, jak Wy, ale ja chcę Jeden, Katolicki, Żywy Kościół.