Medytacja wigilijna
dodane 2017-12-24 14:39
Józef z Maryją wyruszają w podróż do Betlejem. Nie jest to podróż turystyczna. Nie z własnej chęci podejmują tę wędrówkę. Przyczyną jest „rozporządzenie cezara”, a więc nakaz narzucony siła przez obcego władcę. Muszę iść, choć ani czas, ani stan Maryi nie sprzyja podróży. Ale nie ma z kim dyskutować. Nie ma do kogo się odwołać, napisać zażalenia. Dwoje nieznaczących, prostych ludzi jest jakby miotanych losem, na który nie mają wpływu. A Bóg milczy. Nie wstawia się za swoimi wybranymi.
Dołączę się do ich podróży. Przypomnę sobie sytuacje, w których czułem się zdana na łaskę i niełaskę woli ludzi i wydarzeń. Jak reagowałem, gdy byłem przymuszona do zrobienia czegoś wbrew swojej woli? Czegoś co według mnie było niesprawiedliwe i krzywdzące?
Ewangelia nie opisuje uczuć, które towarzyszyły Józefowi i Maryi. Jednak pozostawia nam pewną wskazówkę. Opis ukazuje nam ich jak idą jakby w ciszy. Nie ma zapisu rozmów. Tak jakby cała wyprawa odbyła się w milczeniu.
Co pozwoliło im na tę wewnętrzną ciszę, choć mieli prawo narzekać miotani gniewem, bezradnością, żalem i buntem? Zanim jeszcze obecność aniołów potwierdziła, że Bóg nie zapomniała o swoich sługach i że realizują się Jego odwieczne plany, Maryja i Józef trwali w wierze. W ciemnej, nic nie tłumaczącej, ale pozwalającej ufać wierze. I mocniej się na niej oparli niż na tym, co mówiły im wydarzenia zewnętrzne.
Co mówiły te wydarzenia, a co mówiła wiara?
Wydarzenia mówiły: jesteście nic nieznaczącymi ludźmi. Z perspektywy cezara jesteście tylko pionkami, które on dla swojej zachcianki przesuwa. Jesteście bezradni wobec jego przemocy. Z takiego myślenia mogło zrodzić się jedynie poczucie upokorzenia i wewnętrzny bunt lub zniechęcenie. Bez wiary właśnie tak nieraz się czujemy. Mali i rzuceni w nieprzyjazny świat. Upokorzenie i brak poczucia bezpieczeństwa rodzi gniew a nawet okrucieństwo. Stajemy się twardzi wobec tego wrogiego świata i walczymy do upadłego o swoje prawa. Robimy wszystko, by zwyciężyć naszego „cezara” i udowodnić, że panujemy nad swoim losem. Tracimy pokój i walka o przetrwanie staje się naszym chlebem powszednim.
Jednak jest inna droga. Podpowiada ją wiara. Co mówi wiara? Jesteście dziećmi Boga i Jego wzrok spoczywa na Was. Nie wypadliście spod Jego opieki, bo On nie zapomina, ani się nie odwraca do swoich stworzeń. To prawda, że nie zawsze ingeruje w nadzwyczajny sposób, ale i tak przeprowadza swoje plany, które ostatecznie są dobre dla nas i wszystkich stworzeń. On jest „świadomy zamiarów, jakie zamyśla co do nas. Zamiarów pełnych pokoju, a nie zguby, by zapewnić nam przyszłość, jakiej oczekujemy” (por. Jr 29:11). Nawet jeśli wydarzenia wydają się przeczyć temu, to po czasie, jeśli zawierzymy, doświadczymy bliskości i opieki Boga. Jak aniołowie nad Betlejem, otoczy nas łaska. To przedziwne, ale poczucie godności i wartości rośnie nie z tego, że walczy się, by nigdy nie zostać upokorzonym, ale z tego, że zawierza się Bogu i przyjmuje z dziękczynieniem wszystko, co los niesie.
Czy chcemy czy nie, nie unikniemy sytuacji trudnych, bolesnych, krzywdzących. Jednak od nas zależy jaką zajmiemy wobec nich postawę. Czy pójdziemy drogą za Józefem i Maryją. Pokornie, cicho. Dojdziemy wtedy do naszego Betlejem i zobaczymy dzieła Boga. Inna ścieżka prowadzi na bezdroże. Wtedy też kiedyś dojdziemy do Betlejem, ale już w innym charakterze: jako Herod, bo cóż innego popchnęło go do rzezi niewiniątek jak nie walka o swoją ważność i lęk o swoje panowanie. Nie chciał uznać, by ktoś (nawet Bóg) miał władzę nad nim. Z tego rodzi się okrucieństwo.
Zatem kim chcesz być? Cichym, pokornym człowiekiem. Może czasem pomijanym, nawet krzywdzonym, ale pełnym pokoju i zawierzenia Bogu? Czy Herodem lękającym się o swoją ważność i władzę, gotowym niszczyć każdego, kto mógłby ci zagrozić?
Wybór należy do ciebie.