Szczęśliwy od zaraz
dodane 2018-11-02 10:23
"Życie wieczne, szczęście wieczne" - mówimy, ale jakoś nikt się do niego nie kwapi. Wierzymy, że kiedyś tam, w niebie będzie świetnie, ale myślimy również, że rzecz jest niepewna (czy aby na pewno się dostanę do nieba?!), a brama do szczęścia odstraszająca (nawet, jeśli nie boimy się samej śmierci, to umierania na pewno). Więc nie pędzimy ku temu szczęściu, raczej zwalniamy kroku, jeśli to możliwe.
Ale życie wieczne nie zaczyna się po śmierci. On już się zaczęło. W tym znaczeniu, o wiele bardziej znaczącą granicą w twoim życiu był moment Chrztu św. To wtedy przeszedłeś ze śmierci do życia. Zacząłeś swojej wieczne szczęście.
No, ale zaraz, zaraz. Czyż nie jesteśmy na "łez padole"? Gdzie jest to szczęście? Bo jeśli nawet uznać, że jest życie i ono się nie skończy, to żyć bez końca i bez szczęścia, to marna perspektywa....
Gdzie jest nasze szczęście?
Ktoś nawet mi takie pytanie postawił akurat w tych dniach:
"Jak mam skutecznie przyjąć tożsamość dziecka Bożego, jeśli pochodzę z rodziny silnie patologicznej? Nawróciłam się wiele lat temu i usilnie pracuje nad sobą ale nadal mam b. silne deficyty emocjonalne".
To pytanie pojawiło się akurat w czasie, gdy po mojej głowie krążył, nie do końca dla mnie zrozumiały obraz... figi.
Gdy król Ezechiasz się rozchorował, prorok kazał mu pakować manatki, bo umrze. "To jest Słowo Boga" - powiedział. A Ezechiasz zaczął płakać i modlić się. Przecież się starał. Był wierny. I co?
Zanim prorok doszedł do wyjścia z pałacu, Bóg kazał mu się wrócić i powiedzieć: "Zmieniłem zdanie. Wyzdrowiejesz, tylko weźcie figi, rozetrzyjcie je i z takiego powidła zróbcie opatrunek na wrzód".
Powidła z fig... yummy! :-) A jedliście kiedyś świeże figi?
Ten obraz nie chciał wyjść z mojej głowy, ale nie umiałam go sobie wytłumaczyć. Wiedziałam jedno: figi są słodkie.
Potem pojawiło się jeszcze jedno skojarzenie: to owoc Ziemi obiecanej!
Po latach spędzonych na pustyni Izraelici w końcu mogli jeść figi z własnych drzew. Ten obraz raz po raz powraca w Biblii.
Figi to smak bycia u celu, w domu, słodycz ziemi obiecanej.
Bingo!
Tak. Jest taki czas, gdy, chociaż zostaliśmy już uwolnieni z niewoli, to jednak idziemy przez pustynię i nie doświadczamy owoców tego uwolnienia. Jednak pustynia to nie jest miejsce docelowe! Nawet w perspektywie naszego ziemskiego życia!
Co prawda, św. Paweł mówi, że "jak długo pozostajemy w ciele, jesteśmy pielgrzymami z daleka od Pana" (2 Kor, 5,6), bo pełnia widzenia będzie dopiero po drugiej stronie życia, ale wyraźnie stwierdza też, że "nie jesteśmy już obcymi i przychodniami, ale jesteśmy współobywatelami świętych i domownikami Boga" (Ef 2, 19).
Domownikami! Zatem jesteś u celu. W domu.
Wolą Boga jest to, byśmy byli już teraz w domu. Byśmy mieszkali w ziemi opływającej w miód i mleko, pod własną winoroślą i figą.
Co zatem stoi na przeszkodzie, by być szczęśliwym od zaraz? Przecież zostaliśmy wyzwolenie z Egiptu, z domu niewoli...
Izraelici krążyli po pustyni wiele lat, chociaż droga z Egiptu od ziemi Obiecanej nie była długa. Raz prawie byli u wejścia, ale... wycofali się. Uznali, że to nie dla nich. Byli wolni, ale w sercu ciągle mieli mentalność niewolników. Tak trudno było im uwierzyć, że... mogą wszystko, bo są dziećmi Boga.
Tak samo jest z nami.
Na pustyni Bóg daje znaki swojej potęgi i miłości. Ale one nie dają sytości. Raczej mają jedynie zapalić nadzieję, wiarę i ... powoli zmieniać nasze samopoczucie. Kształtować naszą prawdziwą tożsamość, byśmy mogli z satysfakcją korzystać i cieszyć się obfitością domu.
Kiedy przychodzi moment, gdy jesteś gotowy zaryzykować w wierze, jak Jozue i Kaleb (jedyni, którzy nie umarli na pustyni z pokolenia, które doświadczyło niewoli), wyprostować się i, pomimo historii życia, zaufać, jesteś zwycięzcą.
Od tej chwili zaczyna się ekspansja. A ty jesteś zdobywcą, a nie wystraszonym niewolnikiem, który żebrze o jałmużnę.
Nie, to nie jest pycha. to jest spełnienie Bożego marzenia. Bo On chce mieć szczęśliwe dzieci, a nie niewolników.
"Świętym być, to znaczy być szczęśliwym i szczęście wokół siebie roztaczać"
M. Paula Tajber.