Wygrali odważni

dodane 14:07

Śmiać mi się chce teraz, przypominając sobie te wszystkie "najczarniejsze z czarnych" scenariusze i "najbardziej bombowe z bombowych" gróźb zamachu. Ci, którzy ze strachu przed terrorem pozostali w pokojach, mogą teraz pluć sobie w brodę.

Byłam na Światowych Dniach Młodzieży i to było jedne z najbardziej niesamowitych, głębokich duchowo przeżyć, jakie dane mi było zaznać. Jeszcze nigdy nie widziałam tylu ludzi naraz, takiej niekończącej się rzeszy roześmianych młodych (i tych młodych duchem) wyznawców Chrystusa. Kolorowy tłum pulsował w jednym rytmie - rytmie Bożego Serca.

Spotkanie z papieżem, zobaczenie go na żywo, z odległości kilku metrów, kiedy mijał nas w papamobile na trasie do Łagiewnik, było czymś niesamowitym. Ludzie płakali, inni skakali z radości i wymachiwali flagami, robili zdjęcia, skandowali "Papa Francesco!". Miałam udział w tym wszystkim, nic mnie nie ominęło. Ani trudy wędrówki na Campus Misericordiae, ani zmęczenie i ból odparzonych stóp, ani głód i pragnienie, ani duchota, ziąb, zmęczenie i znużenie sięgające do absolutnych krańców mojej wytrzymałości. Ale przede wszystkim nie ominęła mnie radość, radość i jeszcze raz radość. Radość Ducha Świętego, radość ze spotkania z papieżem, radość po zobaczeniu takiej rzeszy ludzi kochających Jezusa. Radość, pokój, miłość i duchowe rozśpiewanie, rozmodlenie w sercu, to są pierwsze nieśmiałe owoce ŚDM-u. Nie wiem sama, ile łask otrzymałam, ale jestem przekonana, że są ich tysiące, miliony, oceany łask. Większe owoce tych łask spłyną później. Wierzę, że będzie ich mnóstwo.

Teraz, kiedy skończyły Światowe Dni Młodzieży, pozostaje tylko powiedzieć: zwyciężyli odważni. Tak, my, ja i wszyscy utrudzeni pielgrzymi, jesteśmy zwycięzcami Światowych Dni Młodzieży 2016 roku w Krakowie. Pokonaliśmy wszystkie opory z zewnątrz i wewnątrz nas. Przede wszystkim pokonaliśmy nagonkę medialną o zagrożeniu powodziowym w Brzegach, o straszeniu nas, że jak spadnie deszcz, to wszyscy zginiemy w błocie. Pokonaliśmy straszenie nas kontrolami policyjnymi, inwigilacją, terrorem służb. W końcu straszono i tym, że nie będzie zasięgu w komórkach, że padną serwery, że nie będzie internetu. Na końcu musieliśmy zmierzyć się ze strasznymi informacjami, które dobiegały zewsząd ze świata o zamachach terrorystycznych. Dzień po dniu coś wybuchło, ktoś kogoś zadźgał, rozjechał, rozerwał w powietrze. Pokonaliśmy i ten lęk przed terrorem.

Ostatni etap to była nasza rodzina i znajomi i ich naciski. Matki zatroskane o dzieci, mówiące:  a może nie jedź, bo tam terroryści będą, może siedź w domu, tu ci będzie bezpieczniej, tu ci się nic nie stanie, nic, absolutnie nic. Znajomi mówiący: my nie jedziemy, bo boimy się terrorystów. I nie pojechali. Sama słyszałam tę opowieść. Nie pojechali, bo się bali. A my się nie baliśmy. I teraz możemy zbierać słodkie owoce naszej odwagi.

Jakże wymowne były słowa papieża Franciszka, który mówił o "kanapowym luksusie", "kanapowym szczęściu" - byleby tylko wygodnie się ułożyć, umeblować pokoiki i siedzieć w domu. Siedzieć i patrzeć na świat przez okno, zazdroszcząc innym ich wspaniałego życia pełnego przygód. "A bo my się boimy, wstydzimy, bo my nie umiemy się otworzyć..." To spróbujcie! Papież wzywa do życia w pełni, a nie do wegetacji przed facebookiem. Tam nie ma życia. Życie jest w prawdziwym życiu, w jego trudzie, znoju, smutku, i radości. Trzeba to  wszystko przejść, poczuć, dotknąć, posmakować, żeby móc potem powiedzieć: tak, warto było żyć, wspaniałe mam wspomnienia, dzięki Ci, Boże, za moje wspaniałe życie.

Osobiście bardzo poruszające było dla mnie wystąpienie aktorów w sobotę wieczorem, kiedy przedstawiano życiorys siostry Faustyny i różne myśli związane z jej "Dzienniczkiem". A najbardziej utkwił mi w pamięci moment, kiedy pewna dziewczyna starała się skontaktować z ludźmi, którzy, uwięzieni za szklanymi szybami, wpatrzeni w ekrany telefonów, tabletów i komputerów, kompletnie nie zwracali na nią uwagi. W pewnym momencie dziewczyna w rozpaczliwym geście przycisnęła dłonie do szklanej szyby, za którą stał jakiś chłopak. I nagle on podniósł wzrok i ją zauważył. I wyszedł ze swojej szklanej kryjówki. I zaczął z nią tańczyć. A Faustyna stała z boku i uśmiechała się.

"Młodzi-emeryci" wiecznie narzekający na wszystko - obudźcie się wreszcie, bo życie wam ucieka przed nosem i szatan się z was śmieje. Tak, śmieje się z was, bo on chce, żebyście siedzieli pozamykani w pokoju, z poczuciem winy, wstydu, w strachu. Bo wie, że jak tylko się ośmielicie i wyjdziecie z kryjówki, spotkacie Jezusa, który was uzdrowi. Adam siedział w krzakach, schował się przed Bogiem, bo się wstydził, tego, co narobił. Ale Jezus, wziął na siebie winę Adama i teraz zaprasza wszystkich pozamykanych Adamów i zawstydzone Ewy do życia w pełni. Jezus was wzywa: nie bójcie się, dzieci, kocham was, wyjdźcie do światła, otwórzcie swoje drzwi serca, wpuścicie tam Mnie, dawcę życia, a zobaczycie jak zmieni się wasze życie. Zaufajcie Jezusowi, a obiecuję wam, że wasze życie stanie się wspaniałe.

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 24.04.2024

Ostatnio dodane