Ja rozumiem, brak nutelli i żelków może być tragedią. Ale żeby od razu z tego powodu podpalać cały ośrodek?

Mohammad "gruby Hanza" i Adel staną przed sądem za podpalenie ośrodka dla uchodźców. Do podpalenia doszło w czerwcu br. w Düsseldorfie. Straty oszacowano na przeszło 10 mln euro. Powód? Brak nutelli.

Zaraz, zaraz... CO?!

Tak, tak, brak słodyczy będących na ramadanowym głodzie dwóch muzułmanów sprawiło, że panowie poczuli taki "dyskomfort duszy i ciała", że postanowili "wyrazić swoje emocje" poprzez oblanie materacy benzyną i podpalenie. Takie tam typowe, pokojowe wyrażenie niezadowolenia. Co tam, że przez ich czyn rannych zostało 26 osób.

Co ciekawe, przed nutellowym kryzysem, policja interweniowała w ośrodku aż 89 razy. I to z powodu naszych podpalaczy, którzy trudnili się handlem narkotykami. A i przy okazji udawali uchodźców z Syrii, żeby nie zostać deportowanymi. "Gruby Hanza" jest Marokańczykiem, a Adel - Algierczykiem.

Pracownicy Czerwonego Krzyża, którzy wydawali posiłki imigrantom opowiadali, ze często dochodziło do awantur i przepychanek, ponieważ uchodźcom nie podobało się, że menu zawiera tak mało słodyczy. Pomimo, że muzułmański post Ramadan obejmuje wstrzemięźliwość od pokarmów od wschodu do zachodu słońca, imigranci domagali się dostarczania im słodyczy także w ciągu dnia. Doszło nawet do absurdalnej sytuacji, kiedy to Miriam Koch z "Partii Zielonych" zatrudniła wolontariuszy, ażeby ci donosili posiłki uchodźcom wprost do ich pokoi - żeby "nie musieli fatygować się do stołówki". Zalała ją za to fala dosyć, hm, nieprzychylnych komentarzy, z których najłagodniejsze brzmiały: "nie będziemy obsługiwać leni".

I jaki stąd wniosek? Posty nakazane zachowywać trzeba. Nadmiar słodyczy bowiem powoduje nadmiar energii, który, nieumiejętnie spożytkowany, może doprowadzić do katastrofy.