O andrzejkowych wróżbach…
dodane 2017-11-29 14:33
Kilka lat temu odbierałam zapłakanego syna ze świetlicy jednej z warszawskich szkół podstawowych. Byłam mocno zaskoczona tą sytuacją, bo zwykle wracał do domu w dobrym humorze. Co go tak rozstroiło?
- Synku, co się stało? – zapytałam delikatnie.
- Bo nie doszedłem z pieniążkiem na stopie do końca trasy i pani powiedziała, że moje życzenie się nie spełni…
Acha, czyli winowajcą okazały się andrzejkowe wróżby! Powiedzieć, że strasznie się wtedy zdenerwowałam, to nic nie powiedzieć. Byłam wściekła, że ktoś takie głupoty dziecku próbuje do głowy włożyć! Długo rozmawiałam wtedy z synem. Odbyłam poważną rozmowę z 6-latkiem na temat tego kto kieruje naszym życiem (Bóg) i kto daje nam siłę do realizacji marzeń, jeśli są dobre (Bóg). Wyjaśniłam skąd wzięły się zabobony, że ludzie, którzy nie znają Pana Boga próbują go zastąpić różnymi rzeczami lub pojęciami takimi jak los, przeznaczenie czy fatum.
Pomogło. Okazało się, że nawet maluch jest w stanie ogarnąć trudny temat, jeśli mu się go cierpliwie wytłumaczy. Syn przestał płakać, powiedział, że on i tak to marzenie zrealizuje (zuch!) i że żadne „pieniążki” nad nim władzy nie mają. Ta rozmowa procentuje do dziś, bo nie daje się nabrać na żadne horoskopy, wróżby czy wyrocznie.
A ja od tamtego czasu czuwałam nad tym by w Andrzejki syna na świetlicy nie zostawiać.