O czekaniu...
dodane 2017-12-19 14:21
Tak bardzo nie lubię czekać. Chciałabym, aby wszystko udawało się na już i od razu:)
"Za czasów Heroda, króla Judei, żył pewien kapłan, imieniem Zachariasz, z oddziału Abiasza. Miał on żonę z rodu Aarona, a na imię było jej Elżbieta. Oboje byli sprawiedliwi wobec Boga i postępowali nienagannie według wszystkich przykazań i przepisów Pańskich. Nie mieli jednak dziecka, ponieważ Elżbieta była niepłodna; oboje zaś byli już posunięci w latach." (Łk 1,5-7)
Zawsze w Adwencie czekam na tę Ewangelię! Porusza mnie ona do głębi. Jak to jest, że Bóg nie spełnia od razu prośby kapłana, który był sprawiedliwy i żył według zasad, które wówczas były wyznacznikiem prawości? Dlaczego nie zdjął wcześniej hańby niepłodności z kobiety pokornej i dobrej, dlaczego czekał aż się "posunie w latach"?
Może właśnie dlatego by ukazać nam sens czekania? By udowodnić, że dla niego nie ma rzeczy niemożliwych! Przecież ukochany i wyczekiwany syn Zachariasza i Elżbiety to święty Jan, który miał się narodzić dokładnie tuż przed Jezusem. Wszystko było zaplanowane przez Boga wcześniej, wbrew ludzkim kalkulacjom i logice. Tylko taki Boży plan przynosi dobro.
Na co czekam dziś?
W czym Boga popędzam?
Jestem strasznym "pędziuchem", denerwuję się i tracę cierpliwość, gdy nie wychodzi mi od razu. Prezenty jeszcze nie zapakowane, dom nie sprzątnięty, pierniczki niegotowe. Buuu...
A Anioł przypomniał mi, że Boże dzieła spełnią się w swoim czasie.
Panie Jezu, wejrzyj dziś łaskawie na nas zagonionych i spiętych, byśmy w zapędzeniu nie minęli bezwiednie małej betlejemskiej stajenki...