Owca, drachma i syn
dodane 2019-11-07 08:23
Bardzo lubię ten rozdział Ewangelii Łukasza, który opowiada o zgubionej owcy, drachmie i synu marnotrawnym. O owcy i drachmie słyszmy w dzisiejszej Ewangelii.
Dlaczego jednak Jezus w sumie opowiada aż trzy przypowieści, skoro morał jest ten sam: w niebie się cieszą jak się grzesznik na ziemi nawraca? Przecież zwłaszcza w czasach papirusów i pergaminów można było oszczędzić na materiale. Ano racja jakaś musiała być. Racja różnorodności. Owca to nie drachma, drachma to nie człowiek.
Co zrobiła drachma, żeby się zgubić? Nic. To właścicielka jakoś się zamotała. Co zrobiła drachma, żeby się znaleźć? Nic. To właścicielka zrobiła wszystko, by ją znaleźć.
Co zrobiła owca, żeby się zgubić? Trochę zrobiła. Zamiast wracać z pasterzem i koleżankami przyssała się do kępki trawy: „jeszcze bym sobie podjadła”. No się zgubiła. Owca nie koń, nie kot, nie wróci sama do domu. Co zrobiła owca, żeby wrócić? Nic. Co więcej, owca to nie drachma, nie poleży tam gdzie się zgubiła, ale będzie skakać z pagórka na pagórek, komplikując jej poszukiwania.
Co zrobił syn marnotrawny, żeby się zgubić? Wszystko. Sam poprosił o pieniądze. Sam wyjechał. Sam roztrwonił. Co zrobił, żeby wrócić? Wszystko. Sam przemyślał, sam się zabrał, sam powrócił. Ojciec nie poszedł za synem jak pasterz za owcą ani nie szukał go jak kobieta drachmy.
To prawda, że w niebie się cieszą, jak się grzesznik nawraca i to bez względu na to czy w oczach ludzkich ten grzesznik warty jest tyle co jedna drachma czy tyle co twoje dziecko. Jednak cała mądrość i trudność polega na tym, że ludzie są różni, przyczyny zgubienia są różne, sposoby pomocy są różne i drogi powrotu są różne. Jednych trzeba szukać, nawet gdyby trzeba było przewrócić całe swoje życie jak dom do góry nogami. Innych trzeba zostawić, bo jeśli się pójdzie za nimi, może się nie odnajdą nigdy.