Po filmie Sekielskich
dodane 2020-05-25 16:49
Pewno większość z nas po filmie Sekielskich jest wstrząśnięta. Mnie to przygnębia tak jak bycie świadkiem tragicznego wypadku, wizyta przy umierających w szpitalu czy wysłuchiwanie tak mocnych tragedii życiowych, że to boli aż gdzieś tam na dnie żołądka. Do bezradności i przygnębienia dochodzi jeszcze frustracja i złość. A jednak próbując ogarnąć myślą nie tylko uczucia, w głębi serca się cieszę.
Cieszę się, że powstał film „Tylko nie mów nikomu”, że jest „Zabawa w chowanego”. I daj Boże, że takich filmów będzie jeszcze więcej. Bo to spowoduje, że żaden biskup nie będzie już krył, kombinował ani tłumaczył po swojemu przypadków pedofilii. Nie będzie robił tego ze zwyczajnego strachu. Przypominają mi się słowa jednego z biskupów: „Jeśli się Boga nie boicie, to się przynajmniej TVN-u bójcie”. Jeśli nie z szacunku do człowieka, ale choćby ze strachu przed niesławą pomoże się niektórym ofiarom, to już to będzie dobry owoc.
Cieszę się, że takich filmów pojawia się więcej. Przy wielu minusach „Nic się nie stało” Latkowskiego, przynajmniej ruszony znowu jest temat. Bo jak zamkniemy sprawę pedofilii tylko do Kościoła, to 99% ofiar pozostanie dalej bez pomocy.
Cieszę się, że takie filmy pokazują zaniedbania ludzi pracujących w strukturach kościelnych, bo może wreszcie dotrze do każdego z nas, że sprawy pedofilii należy zgłaszać do prokuratora a nie do biskupa. Jak ksiądz zderzy się samochodem z kimś innym, to nikt nie dzwoni do biskupa, ale na policję. Jak na wyjeździe w góry z księdzem dziecko złamie nogę, to nikt je nie wiezie do kurii, tylko do szpitala. Organami zajmującymi się przestępstwami jest przede wszystkim policja i sądy. Nawet w najlepiej działającej kurii i przy najlepszym biskupie takich spraw nie da się załatwić tak, żeby wszyscy byli zadowoleni.
Cieszę się, bo po raz kolejny wychodzi, że najbardziej brakuje nam nie prawa, procedur, ale zwykłego człowieczeństwa. Wsiąść w samochód, pojechać do ofiary, pogadać jak z człowiekiem. Jeśli biskup tego nie umie, to wysłać kogoś kto jest bardziej kumaty. Przecież nie wszyscy musimy umieć wszystko. Jeśli coraz częściej będziemy widzieć brak człowieczeństwa, to może wreszcie zabierzmy się za ten element formacji kapłańskiej. Bo jak my księża nie będziemy ludźmi, to nawet Bóg nie zasłoni w nas zwierzęcego chamstwa.
Cieszę się, bo nie po raz pierwszy wychodzi pytanie o rodziców. Jeszcze kilka filmów i nagłaśnianych przypadków, to może zaczniemy pytać na głos: Gdzie są rodzice? Dlaczego nie bronią aktywniej swoich dzieci? Dlaczego nie donoszą na policję? O wiele bardziej byłoby zrozumiałe, gdyby ojciec przyłożył księdzu niż siedział cicho jak nie-mężczyzna. Może wreszcie zaczną myśleć rodzice i rodzina o tym, że nikt za nich nie pomoże im obronić ich własnych dzieci.
Cieszę się, bo komentarze po filmach pokazują, że jeśli nie wszyscy, to bardzo wielu z nas żyje w korporacyjnych układach i mafijnych zależnościach. Księża pedofile? Mówicie tak, bo od siebie odwracacie uwagę. Homoseksualiści pedofilie? Mówicie tak, bo od siebie odwracacie uwagę. Celebryci pedofile? Mówicie tak, bo od siebie odwracacie uwagę. Pedofilia w rodzinach? Mówicie tak, bo od siebie odwracacie uwagę. A jak już autorytety naukowe wypowiadały się, że nie ma żadnego związku miedzy pedofilią i homoseksualizmem to już ręce opadły. Wyobrażacie sobie, że Konferencja Episkopatu Polski wydaje oświadczenie, że nie ma żadnego związku między pedofilią a księżmi? Przecież by rozjechali biskupów na maksa. Zamiast posypać głowę popiołem, uderzyć się w piersi i powiedzieć uczciwie, że takie haniebne przypadki są i między naszymi, ale zrobimy wszystko, żeby sprawcę odsunąć o ofiar, to nie. Każdy broni swojego. Taka ironia myśli Tischnera: „Nie sukoj prowdy, ino kolegów”.
Cieszę się, bo może takie filmy obudzą w nas poczucie winy z powodu braku reakcji na krzywdę, o której wiemy. To jest nie tylko polskie i kościelne zobojętnienie, to jest znieczulica społeczna. Nie zwracamy uwagi na przemoc u sąsiadów, na zachowanie nie naszych dzieci, na krzyki w tramwaju, na prześladowanie w szkole. Nawet własnym dzieciom boimy się powiedzieć, co myślimy, bo się od razu obrażą. Całe życie żyjemy według zasady, żeby nie robić sobie kłopotów i tłumaczymy tym, że to nie nasza sprawa. A jeśli w małych rzeczach nie jesteśmy wierni, to i w większych nie będziemy. Nie zamiatamy spraw pod dywan. Ani w Kościele, ani w społeczeństwie. Wyrobiliśmy sobie przedziwną zdolność chodzenia między śmieciami w nadziei, że może same znikną.
Cieszę się, że o tym się mówi i proponuje konkretne rozwiązania. Bo im więcej mówimy, to jest większe prawdopodobieństwo że z czasem dojdziemy do bardziej sensownych wniosków. Tak jak przy koronawirusie. Skoro 1os/4m2 w restauracjach, to czemu nie w kościołach? Skoro apteki nie dezynfekujemy po każdym pacjencie, to dlaczego dezynfekować po każdej spowiedzi konfesjonały? Takich pytań jest więcej i dobrze, bo to zmusza do modyfikacji prawa tak, by bardziej było sensowne. Podobnie z pedofilią. Jeśli są kraje, gdzie nauczyciel, trener albo ksiądz nie może przebywać sam na sam z dzieckiem a tata, dziadek, kuzyn i wujek może, to znaczy, że z góry zakładamy łatkę, że pewne grupy są bardziej pedofilskie niż inne. I to nie jest fair. Bo czy statystycznie nie ma najwięcej pedofilii w rodzinach? Ale gdyby ktoś zaproponował, że najbezpieczniej byłoby gdyby dziecko nigdy zostawało sam na sam z nikim, nawet z tatą czy dziadkiem, to by go uznano za idiotę.
Cieszę się też, że raz po raz wychodzą pewne nieścisłości i manipulacje w filmach, że wychodzą w takim a nie innym czasie, bo to prędzej czy później odsłoni prawdziwe intencje. Jeśli ktoś wpada na ślub i krzyczy, że pan młody nie oddał mu 100 tysięcy to jest wstyd, ale też zrozumienie, że komuś stała się taka krzywda, że zrobi wszystko, by przestać cierpieć. Ale jeśli ten pokrzywdzony będzie krzyczał o swojej sprawie tylko na wigilii, ślubie, chrzcinach i pogrzebach, to zaczną ludzie rozumieć, że jemu nie tyle zależy na naprawie własnej krzywdy co zrobieniu krzywdy krzywdzącemu. Oczywiście, że tak też można, skoro przez wieki ludzie żyli według zasady „oko za oko”, czy mafijnej vendetty, ale będzie rodzić się pytanie, czy tak chcemy leczyć krzywdę krzywdą? Bo to, że pedofilia jest krzywdą, to chyba wszyscy wiedzą. Pytanie pozostaje na ile sposób walki z krzywdą nie jest nowym rodzajem krzywdy. Ostatnio wrzucałem na FB post o tym, że niektórzy księża, psychologowie czy terapeuci mogą robić krzywdę ludziom przez to, że biorą stronę tych, którzy do nich przyszli i podejmują taką a nie inną diagnozę bez znajomości drugiej strony czy innej wersji, bo przecież pacjent czy penitent może świetnie manipulować. Wielu się oburzyło, że takim wpisem ja mogę zniechęcić ludzi do pójścia na terapię, bo to podburza zaufanie do psychologii. A jeśli ci ludzie nie przejdą terapii, będą się męczyć dalej. I powiem wam, że to oburzenie nawet mi się spodobało. Bo ono pozwala nam zrozumieć oburzenie na sposób przedstawiania Kościoła. Tu nie chodzi o to, że bronimy wizerunku Kościoła, bo twarzą Kościoła jest Jezus, Ewangelia, i święci. Grzesznicy są tylko jego maską. I trzeba czasem tę maskę zedrzeć nawet brutalnie. Ale jeśli zrobimy to w nieodpowiedni sposób, to oprócz ofiar pedofilii, będą nowe ofiary pokrzywdzonych odejściem od Kościoła, Ewangelii i Jezusa. Sprawa jest poważna i trzeba jednak trochę mądrości, żeby odróżnić operację skalpelem od zabicia tego chama wyrostka siekierą.
Cieszę się też, bo w końcu upadnie mit, że księża są bardziej święci niż wierni świeccy. Jedni są, inni nie. W jednych sprawach jesteśmy dobrzy, w innych fatalni. Przecież wielu z pedofilów było uważanych przez środowisko za wspaniałych kapłanów, świetnie pracujących z dziećmi. Jeśli przez kolejne odsłony uda się nam zmienić mentalność na taką, że ksiądz powinien być lepszy, ale nieraz okazuje się, że nie jest i trzeba go odsunąć, by nie robił krzywdy, ale nie tracić przez to wiary czy nie dziwić się, tylko rozumieć, że na tym świecie nie będzie nigdy 100% świętych papieży, biskupów, kapłanów, to już będzie bardzo wiele. Bo dla nas księży ten społeczny nacisk, żeby nie popełniać żadnych grzechów czasami naprawdę nie pomaga. Wolałbym się niekiedy ożenić z kobietą, który by rozumiała moje grzechy i mówiła: Święty to on nie jest, ale jest pracowity, dziećmi zajmuje się dobrze i mnie szanuje jak umie.