Pamiętam jak kiedyś zaczepił mnie na ulicy pewien pan. Bez nóg. Stracił je, wpadając pijany pod tramwaj. Okazało się po półgodzinnej rozmowie, że był kiedyś wziętym chirurgiem. Niestety, ryzykowny zawód. Alkohol często idzie z nim w parze. Było to mocno zjawiskowe kiedy pan ten, brudny, beznogi, cuchnący jakimiś mieszankami środków zawierających alkohol, wymieniał mi nazwy łacińskie mięśni, ścięgien, kości... Z niedającą się ukryć tęsknotą opowiadał o swoim zawodzie. Kariera, sława, pieniądze... Mówił o tym jednak, jak o jakiejś historii sprzed wojny. Wolał życie na ulicy od swojego dawnego miejsca. Nikt go tu nie znał. Mniej bolesne było zostać anonimowym żebrakiem w obcym mieście, niż podjąć próbę powrotu do normalności w swoim domu.
Przytulam do klaty uczestników tego marszu. Sam kiedyś byłem po ich stronie. Wiem jak bardzo potrzebują modlitwy. Cali ulepieni z ran i braku miłości.
Trzech pooranych przez życie dojrzałych facetów. Adam, Tadeusz i ja. Nie mieliśmy nic. Poza samą chęcią do pracy. Ani sali na próby, ani kasy na materiały. Nic. Bardzo szybko zaczęliśmy precyzować to w jaki sposób chcemy zrobić ten spektakl. Powstał pomysł z namiotem. Namiotem spotkania z Bogiem. Ale też namiotem jako tymczasowym schronieniem w tym tymczasowym życiu.
Nie wiem Bracie i Siostro jak tam u Ciebie z ubezpieczeniowymi polisami, jakim ufasz zabezpieczeniom? Może są to plastikowe karty kredytowe w lśniących kruszcem kolorach. Ja wiem, że Bóg jest Wszechmogący i On i jego Kościół to najlepszy assistance. Po prostu full opcja. Nie do przebicia.
Pierwszy kurs odbył do Częstochowy. Gość kazał przywieźć się tam wcześnie rano - zaraz po otwarciu bram klasztoru na Jasnej Górze. Nasz bohater był mocno zdziwiony, bo pasażer był ortodoksyjnym Żydem. Otrzymał polecenie odbioru go stamtąd dopiero po zamknięciu bram. Zdziwienie nie dawało mu spokoju. Zaraz po odebraniu swojego klienta zapytał go, co sprawiło, że ortodoksyjny Żyd zechciał spędzić cały dzień w klasztorze na Jasnej Górze ?
Pamiętam, jak przed wieloma laty, jeszcze w moim „poprzednim” życiu, przyjechał do Polski pewien mistrz duchowy z Indii. Miał rozpocząć serię nauczań i prezentację hinduistycznej medytacji. Wysiadł z samolotu, pochodził po Warszawie i następnego dnia odwołał wszystkie zaplanowane zajęcia. Wyjaśnił, że poczuł wyraźnie, że bruk po którym stąpa, nasączony jest mocą Jezusa Chrystusa. Powiedział wtedy, że to właśnie Jezusa Polacy powinni się trzymać i przy Nim pozostać. I wyjechał z powrotem do Indii.
Urodziłem się w Jarocinie, do szkół chodziłem. A jakże. Studiowałem to i owo, tu i ówdzie.Jestem stolarzem, albo lekarzem... Mógłbym napisać i taki opis. Ale co by to komu dało? Napiszę o rzeczach naprawdę istotnych. 15 lat temu spotkałem Jezusa. Mimo, że szukałem czegoś zupełnie innego przyszedł On. Po wielu latach na bezdrożach, po kilkunastoletnim poszukiwaniu we wschodnich duchowościach, [...]