Chrześcijański assistance
dodane 2016-09-05 23:47
Nie wiem Bracie i Siostro jak tam u Ciebie z ubezpieczeniowymi polisami, jakim ufasz zabezpieczeniom? Może są to plastikowe karty kredytowe w lśniących kruszcem kolorach. Ja wiem, że Bóg jest Wszechmogący i On i jego Kościół to najlepszy assistance. Po prostu full opcja. Nie do przebicia.
Chrześcijański assistance
Czas wypoczynku jest bardzo ważny. To oczywiste dla każdego. W życiu naszej rodziny tak się składa, że od wielu lat wyjazd na wakacje zawsze wiąże się z ogromnym zmaganiem. Z walką. Tak jakby komuś to przeszkadzało. Ciekawe, prawda? Dlaczego akurat w tym okresie auto psuje nam się nagminnie – albo tuż przed wyjazdem, albo w trakcie? Nie inaczej było i w tym roku. Jak na rasowych Hunów przystało zaplanowaliśmy wyjazd nad Bałtyk. Mamy z przyjaciółmi takie ulubione miejsce na ziemi. Spotykamy się tam z kilkoma rodzinami by spędzić wspólnie kawałek wakacji. W tym roku już na kilka dni przed wyjazdem zepsuło się nam auto. Dramat. Alina w ciąży i piątka dzieci plus bagaże w pociągu? Za dużo nawet jak na nas. Rozpaczliwe myślenie, modlitwa. Tak racjonalnie jedyne co byłem w stanie wymyślić to po prostu pożyczenie busa. Niestety jak na nasze warunki drogo. Za drogo. W przypływie desperacji Alina napisała na jednym z portali społecznościowych pytanie czy ktoś byłby w stanie pożyczyć nam auto. Bez żadnych oczekiwań, tak po prostu zapytała. I zupełnie nieoczekiwanie pojawiła się osoba, która zadeklarowała, że jeśli chcemy to ma busa i może nam pożyczyć. 9 osobowego. Idealnie dla nas. O tyle nas to zdziwiło, że nigdy nie widzieliśmy się. Mamy dzieci w tej samej szkole. Znaliśmy się tylko ze słyszenia. Udało się. Auto przeszło jeszcze błyskawiczną naprawę i ruszyliśmy. Ku zaskoczeniu wielu naszych znajomych nic się nie wydarzyło po drodze! Dojechaliśmy. Spędziliśmy cudowne 2 tygodnie nad polskim morzem. Szybko zleciało i pora było wracać. Wyjechaliśmy. W Gdańsku ruszyliśmy żwawo - wjechaliśmy na autostradę. Po kilkunastu kilometrach nastąpił wybuch. Opona! Całkowicie się rozleciała! Całe szczęście bardzo bezpiecznie zjechaliśmy na bok. Nie ujechaliśmy za daleko. Stanęliśmy kilka kilometrów przed Tczewem. Co robić? Sprawdziłem koło zapasowe. Jest! Uff. Ale nie ma klucza do niego. Za kilka minut zatrzymała się rodzina naszych przyjaciół z którymi spędzaliśmy wakacje. Tomek pomógł mi z kluczem. Odkręciliśmy „zapas”. Pojawił się kolejny problem – okazało się, że nie mieliśmy klucza do odkręcenia kół. Co robić? Alina przypomniała sobie, że przecież w Tczewie mieszka nasz znajomy Piotr. Perkusista i pastor w Kościele Zielonoświątkowym. Dzwonimy. Niestety, wyjechał. Podaje numer do żony. Znają się z Aliną ledwie, ledwie. Dobrych kilkanaście lat temu grały razem koncert uwielbieniowy :-) Ale co tam. Próbujemy! Rozmowa miła całkiem, mamy zaproszenie do domu – w końcu wolna chata ;-) Ale my chcemy wracać. Kończy się tak, że jej sąsiad wsiada w roboczym ubraniu, oderwany od pracy jedzie do sklepu po klucz. Przywozi nam go. Jesteśmy uratowani. Zmieniamy koło i jedziemy! Uff! Postanawiamy złagodzić dzieciom traumę i robimy przerwę na rekreację w pięknym, choć mocno zapuszczonym Gniewie. Zwiedzamy, jemy obiad, poznajemy świetnego rekonstruktora mieszkającego na samym rynku w centrum miasta. No i ruszamy. Ale to by było za proste. Awaria. Zrywa się pasek do alternatora. A to oznacza, że nie ma ładowania i możemy przejechać co najwyżej 100 kilometrów. Gasimy światła i z modlitwą na ustach jedziemy w stronę Torunia. Dojeżdżamy w jedyne znane nam miejsce noclegowe. Dom Pielgrzyma. Zajęte. Auto cudem dojechało. Co robić? Pisze na fb do koleżanki z którą widziałem się może z 10 minut łącznie w trakcie kręcenia programu dla TV Trwam. Jest pomysł – na przeciwko jest schronisko młodzieżowe. Idziemy. Okazuje się, że jest wolny 9 cio osobowy pokój. Warunki co prawda trochę jak na ewangelizacji w Kazachstanie, ale co tam. Mamy gdzie spać. W międzyczasie Alina opisuje naszą przygodę na fb. I za kilka minut mamy propozycję od koleżanki z którą zamienilśmy może ze 3 zdania łącznie. Widzieliśmy się raz w życiu. Zaprasza nas do siebie. Mąż wyjechał z córkami, ona jest sama, ma sporo miejsca. Rano odwożę do niej Alinę i dzieci. Nie zostaje sam. Wspomniana koleżanka wysyła nam z odsieczą męża. Jedziemy z Michałem do mechanika. Końcówka akumulatora. Na kilometr przed warsztatem auto staje. Jest niedziela. Tak niewiele zabrakło. Dzwoni telefon. Brat ze wspólnoty neokatechumenalnej. Dowiedział się, że mamy problemy i chciał nam pomóc. Podaje nam telefon do brata z Torunia. Ten przyjeżdża ekspresowo, może z 7 minut od zatrzymania się auta. Holujemy „Landrynę” do warsztatu. Mamy nadzieję, że da się go naprawić na miejscu. Niestety. Nie da się kupić paska. Musimy spać w Toruniu. Dzwonię do Aliny. Okazało się, że nasza dobrodziejka jest absolwentką muzealnictwa i zabrała nasze dzieci na zwiedzanie Torunia. Dołączam do nich. Jest pięknie. Zwiedzamy, idziemy na piękną mszę, jemy wspólnie kolacje. Śpimy w tym gościnnym domu. Przepiękny czas. Bardzo jestem Bogu wdzięczny za naszych aniołów, których nam podesłał. Wszystkie to osoby są związane z różnymi wspólnotami w KK. Rodzina Piotra jest w Kościele Zielonoświątkowym. Wszyscy Ci ludzie są naszymi Braćmi w Chrystusie. Wszyscy przesunęli się na swojej ławeczce życia, żeby nam pomóc. A przecież nie musieli. Nie znaliśmy się jakoś zbyt dobrze. A z właścicielem auta nigdy nawet nie spotkaliśmy się.
Nie wiem Bracie i Siostro jak tam u Ciebie z ubezpieczeniowymi polisami, jakim ufasz zabezpieczeniom? Może są to plastikowe karty kredytowe w lśniących kruszcem kolorach. Ja wiem, że Bóg jest Wszechmogący i On i jego Kościół to najlepszy assistance. Po prostu full opcja. Nie do przebicia.