Teatr Exit wylądował w garażu, czyli o kulturze z filmem "Kler" w tle
dodane 2018-10-06 23:05
Kościół i szeroko rozumiana prawica kompletnie nie rozumie, że to, jacy ludzie się stają, to, jakich dokonują wyborów w bardzo dużej mierze absorbowane jest z kultury właśnie. Lewica zrozumiała to dawno i skutecznie na całym świecie wciela to w życie. Widzimy zepsute do szpiku kości pokolenia zachodnich nastolatków – bez wartości, żyjące konsumpcją. To przecież nie wzięło się znikąd. Ci ludzie wchłonęli wzorce z (anty)kultury. I są jacy są. To samo będzie u nas. Przecież już towarzysz Lenin powiedział, że film jest najważniejszą ze sztuk. Gdy piszę te słowa już chyba 1 700 000 ludzi obejrzało film Kler. Nie zamierzam go komentować bo nie mam potrzeby oglądania takich obrazów. Być może paradoksalnie jest on potrzebny mimo wszystko.
Bardzo dawno nic nie pisałem na blogu. Po prostu brak czasu, mnóstwo pracy. Tym, co chciałem powiedzieć innym dzieliłem się w teatrze. Ostatnie kilka miesięcy to w naszym teatrze EXIT przede wszystkim praca nad nowym spektaklem – „Genesis”. Zafascynował mnie tekst Księgi Rodzaju i jego niesamowita wprost aktualność. No i zrobiliśmy z przyjaciółmi spektakl. Z mojej strony wyszło to tak, że złożyłem ofiarę całopalną. Z siebie całego, z całego swojego czasu, ze wszystkich swoich sił. Taka była potrzeba, bo niestety nasz teatr nie ma ani wystarczająco dużo ludzi, ani pieniędzy…
Jak zawsze muzykę napisał i wykonał Adam Szewczyk. Towarzyszył mu malując na pianie niesamowite pejzaże Tomasz Kałwak. Scenografię sporządził Olgierd Chmielewski i jak zawsze pomagał nam w reżyserii i na scenie Tadeusz Dylawerski. W zupełnie niesamowity, niespodziewany sposób znalazł się z nami Marek Piekarczyk. Absolutnie fantastycznie wykonał piosenki Adama. To było libretto o pierwszych siedmiu dniach stworzenia. Jestem bardzo szczęśliwy, że mogliśmy pracować z Markiem, bo człowiek to wyjątkowy. W jego obecności człowiek oddycha jak w pięknym ogrodzie po deszczu. No i oczywiście Ci najważniejsi – niepełnosprawni aktorzy – Beata Nowosielska, Tomasz Balon, Rysiu Waligóra, Kamil Padlikowski i Marcin Konik. To był piękny czasz, pomimo kilku pomyłek, które nam się przytrafiły w trakcie grania. Najbardziej spektakularna przytrafiła się w pierwszym akcie. Zapomnieliśmy pokazać ostatnich obrazów do dnia siódmego. I Marek Piekarczyk nie zaśpiewał najpiękniejszej chyba piosenki z całego libretta. O 7 dniu w którym Bóg wypoczął po swej pracy. Czarna dziura przed oczami. Nie wiem, jak to się mogło stać. Chociaż… Pewien trop jednak jest. Przed spektaklem byłem u spowiedzi i opowiadałem kapłanowi o tym, że od kilku niedziel nie byłem w kościele na Mszy Św. Tak się złożyło, że pracowałem w tych dniach od 6.30 do 22.00. No i nie dało się. Cały dzień zajęty. Graliśmy różne rzeczy tu i ówdzie. Masa przygotowań połknęła cały ten czas. Pan Bóg jest jednak dowcipny i błyskotliwy. No i znalazł sposób, żeby mi to pokazać. Dotarło do mnie…
Spektakl odbył się w moim ukochanym kościele Św Katarzyny na krakowskim Kazimierzu. Ojcowie Augustianie udostępnili nam tę piękną świątynię, za co jesteśmy im bardzo wdzięczni. Jestem szczęśliwy, bo przyszło bardzo dużo osób i wnętrze kościoła było pełne. Radość. Niestety bardzo krótko ona trwała. Wczoraj okazało się, że nie przedłużono nam najmu sali teatralnej w której ćwiczyliśmy. Dół... Rajskie nasze drzewo wylądowało gdzieś między kosiarką a łopatami do odśnieżania. A piękny nasz żagiel, namiot ze spektaklu EXIT i reszta dekoracji, rekwizytów i kostiumów rozparcelowana została po piwnicy znajomych. Smutek, prawda?
Teatr EXIT działa przy Warsztatach Terapii Zajęciowej prowadzonych przez Stowarzyszenie „Klika” w Krakowie. Przez jakiś czas mieliśmy pieniądze na realizację spektakli z programu unijnego. Dzisiaj nie mamy nic. Nawet miejsca na próby… Teatr Exit ma charakter integracyjny. Jego trzon stanowią osoby niepełnosprawne. Chore. Porażenie mózgowe w 4 przypadkach, niepełnosprawność intelektualna i ruchowa, mamy też osobę niewidomą. Ta grupa jest dla mnie największym szczęściem zawodowym jakie mnie spotkało. To są niesamowici ludzie. Pozbawieni absolutnie naszych – ludzi „normalnych i zdrowych” przypadłości. Pójdą do Nieba jak jeden mąż. Jestem pewien. Towarzyszy nam pewna tajemnica od samego początku. Cierpienie. Dotykam go każdego dnia. Zrobiliśmy o tym film – etiudę „Hiob”. W głównej roli wystąpił Tomek Balon, chory na wielokończynowe porażenie mózgowe z niepełnosprawnością intelektualną. Dzielimy się w naszych sztukach tym co odkrywamy w trakcie prób, w trakcie przebywania ze sobą. Mnie najbardziej potrzebne są doświadczenia prozaiczne – przewijanie, karmienie. W piękny sposób moja pycha i wrodzony egoizm są tu sprowadzane do parteru. Z boku też stanowimy chyba niezły widok. Takiej komplementarnej wspólnoty, gdzie ten, co nie widzi nawigowany jest lewa – prawa przez osobę na wózku, którą pcha we wskazane miejsce. Uwielbiam nasze próby, przerwy na jedzenie, widok karmiących się wzajemnie ludzi. Dobrze, że jestem głównie sam z nimi. Dzięki temu powstają duety niesamowicie uzupełniające się.
Spektakle są tak konstruowane, że absolutnie niemożliwe byłoby zagranie ich przez innych aktorów. Oni odnaleźli się na scenie. Polubili teatr. Nikt ze znanych mi aktorów zawodowych nie zagrałby lepiej postaci Boga. Tego jestem pewien. Marcin Konik, nasz wrażliwiec, gwiazda nasza robi to w absolutnie cudowny sposób. To jest Bóg, który napomina, ale nie tak po ludzku, jak my siebie wzajemnie. Nie. Z miłością, która po napomnieniu nie wstydzi się łez. Myślę, że taki jest Bóg. Jogo boli nasze grzeszenie. I pewnie płacze czasami nad nami. Jak Marcin. Człowiek o pięknym sercu. Nasza jedynaczka żeńska – Beatka ma 55 lat. Zagrała Ewę. Pierwszy ras pokazała się cała na scenie. Wcześniej grała figurami cieniowymi. I nie zamieniłbym jej na żadną inną Ewę na świecie! Nie ma mowy. Kiedyś na próbie stojąc pod jabłonką zadyndał jej na szyi klucz z domu. Zostawiłem to w spektaklu! Bo czyż Ewa nie posiadała klucza do raju? A potem wraz z prowadzącym ją Adamem odeszli. Wygnani z raju. Prowadził ją niewidomy Adam. Beata ledwie chodzi z powodu choroby. Gdy tak oglądałem ich idących razem byłem pewien, że żaden aktor pełnosprawny nie odegrał by tej sceny lepiej. Przecież im musiało być bardzo ciężko odchodząc. Adama gra Rysiu – niewidomy. Gdy dotykiem odkrywa swoje ciało i Ewy jest w tym coś niesamowicie pierwotnego i prawdziwego. Zbyszek – nasz Noe jest mocno niezdarny. Ma sporo ograniczeń – bardzo źle widzi, jest ociężały. Trochę gapowaty. Jego postać idealnie pasowała mi do momentu w którym Bóg wybrał Noego i powierzył mu misję. Myślę, że biblijny Noe był tak samo zdziwiony jak Zbyszek, gdy musiał odegrać tę rolę. Tak po ludzku nie miał żadnych predyspozycji by sprostać. Zarówno Noe z biblii jak i ten na scenie… Kamil ma porażenie mózgowe, jeździ na wózku. Grał Abla składającego ofiarę. Wznosił szczerą modlitwę do Boga, zostaje ona przyjęta. Czy ten jego wózek nie jest niczym stół ofiarny? Z takich prawd składa się ten teatr.
To co robimy absolutnie nie mieści się w teatralnym mainstreamie. Nie ma przeklinania, golizny, sexu. Nie szukamy cynizmu, szyderstwa. Staramy się budować człowieka, nie niszczyć. Niestety, na razie zniszczono nas. Bez miejsca do prób, najlepiej miejsca gdzie bylibyśmy u siebie nie da się funkcjonować. Zawiodły nas instytucje – państwa, miasta, Kościoła. Nie ma zainteresowania nami z ich strony. Pisaliśmy różne granty o dofinansowanie naszych działań, bez skutku. Widocznie daje się tym, którzy są znani z tego, że są znani. Bez konieczności weryfikowania wartości. Nawet w obszarze pomagania ulepiono kilkoro celebrytów, dla których kroi się ten tort z funduszami. Ciągle dla tych samych. Tak chyba łatwiej. Zamiast kreować modę na pomaganie, zamiast budować w ludziach potrzebę angażowania się i zachęcać do dawania siebie innym organizuje się kolejne czyny społeczne. Jedynie słuszne. Niczym w komunie. Wrzucenie do puszki 10zł załatwia temat na cały rok. A tu kompletnie nie o to chodzi. Każdy, kto angażował się w takie działania wie, że tego typu aktywność jest wejściem w sferę Bożej ekonomii. Dajesz dużo siebie innym, otrzymujesz jeszcze więcej. To nie to samo co jednorazowa danina…
Od jakiegoś czasu próbuję doprosić się w telewizji by pokazała znakomity dokument Barbary Golonki i Agnieszki Kulki Sobkowicz „Exit”. Autorki spędziły z nami kilkanaście dni na próbach, zarejestrowały też jedną z naszych premier. Ten film absolutnie wpisuje się w misję telewizji. Pokazuje prawdziwe piękno, przyjaźń, daje nadzieję…W przeciwieństwie do większości tego, co pokazuje publiczna telewizja. Bo poza szlachetnymi wyjątkami jak program „Ocaleni” w TVP1 czy „Nienasyceni” w TVP Kultura dominuje jednak to, co zawsze – seriale, seriale, beznadziejna rozrywka czy disco polo… Potem stajemy się tym czym się karmimy. Miasto Kraków też nie jest zainteresowane tym, co robimy. Tutaj od wielu lat pieniądze na kulturę dostają zawsze Ci sami. Tak jest pewnie w większości miast. Cały system rozdawania pieniędzy na kulturę jest mocno chory. Kiedyś będąc jurorem w jednym z projektów zapytałem przedstawiciela grantodawcy – co my oceniamy – projekt? Czy wniosek? Odpowiedź byłą zadziwiająco szczera – wniosek! Tabelki. Dużo tabelek. Bez możliwości spotkania się, zaprezentowania dorobku. Nic z tych rzeczy. Tabelki. Wypełniane przez zawodowych pisarzy wniosków. Oni wiedzą, że kopiuj z rubryki cele programu zostanie później użyte, jako wklej w rubryce spodziewane efekty projektu. Nowomoda, bełkot unijnododatni. Przeczytałem kiedyś 1 300 stron projektowych wniosków. Z kilkudziesięciu byłem w stanie zapamiętać jeden. Większość była nie do odróżnienia. Te same sformułowania, zdania całe takie same w oczekiwanym przez urzędników języku grantowym.
Wystąpiłem w kilkudziesięciu różnych projektach artystycznych finansowanych z różnych źródeł. Raz jeden zdarzyło mi się, że ktoś, kto dawał pieniądze był zainteresowany tym, co sfinansował. Chlubny wyjątek troski o powierzone urzędnikom nasze pieniądze. Reguła jest jednak zupełnie inna. Jest jak w pewnej gminie na południu Polski, gdzie burmistrz z rozbrajającą szczerością powiedział” „Mnie nie obchodzi czy Pan chodzisz po linie, czy połykasz noże, mnie interesuje, żeby się na końcu wszystko w papierach zgodziło”.
Kościół i szeroko rozumiana prawica kompletnie nie rozumie, że to, jacy ludzie się stają, to, jakich dokonują wyborów w bardzo dużej mierze absorbowane jest z kultury właśnie. Lewica zrozumiała to dawno i skutecznie na całym świecie wciela to w życie. Widzimy zepsute do szpiku kości pokolenia zachodnich nastolatków – bez wartości, żyjące konsumpcją. To przecież nie wzięło się znikąd. Ci ludzie wchłonęli wzorce z (anty)kultury. I są jacy są. To samo będzie u nas. Przecież już towarzysz Lenin powiedział, że film jest najważniejszą ze sztuk. Gdy piszę te słowa już chyba 1 700 000 ludzi obejrzało film Kler. Nie zamierzam go komentować bo nie mam potrzeby oglądania takich obrazów. Być może paradoksalnie jest on potrzebny mimo wszystko.
Kto wie, może niespodziewanie odegra rolę oczyszczającego tąpnięcia. Nie wiem. To tylko spekulacja. Mnie dziwi co innego. To święte oburzenie, listy dziennikarzy katolickich pełne zadęcia, szykowane protesty… Gdybyście Szanowni Państwo tyle mocy co w krytykę włożyli w promowanie dobrej kultury byłoby dużo lepiej. Dlaczego zmiana tytułująca się dobrą nie ma potrzeby wsparcia innych twórców? Boi się gniewu celebrytów? Czemu nie widać wysiłków by stworzyć grupę producencką, która mogłaby produkować wartościowe filmy o dobrym poziomie artystycznym? Tacy artyści są. Żyją w Polsce. Klepią biedę, wykonują różne dziwne zawody. Z konieczności, bo w poprzednich latach filmy mogły powstawać wyłącznie w jednym kluczu. Nie widzę tu woli radykalnych zmian. A na to potrzeba wielu lat by dochować się takiego środowiska i dać mu możliwości realizacji. W kościele powszechnym zaś w każdym elemencie na styku z kulturą panuje zapaść. Tysiące szkaradnych świątyń, fatalne drogi krzyżowe, wystrój świątyń. Bo daje się albo swoim, albo znanym. Tak to idzie. Nikt nie patrzy czy artysta wierzący czy nie, czy tchnie ducha w to dzieło. I jaki to będzie Duch. Jeden z moich znajomych zajmuje się sztuką wideo. Zwierzył mi się kiedyś, że dostaje z lewa i z prawa. Z lewa, bo za bardzo kościółkowy – bo kto to widział, żeby o Bogu… Z prawa też cepem, bo przecież sztuka wideo to z gruntu musi być jakaś zła. Sztuka dla współczesnego człowieka może być element duchowej przemiany. Byłem kiedyś świadkiem wernisażu wspomnianego kolegi. Jedną z prac była prosta instalacja – stary klęcznik z ukrytym rzutnikiem. Widzowie, głównie kobiety podchodziły, klękały i w tym momencie pojawiał się obraz dziecka w łonie matki. Można było popatrzeć na siebie jak na kobietę ciężarną. Obserwowałem reakcję. Były różne. Ale żadna nie była obojętna.
Kultura chrześcijańska powinna być oczkiem w głowie Kościoła. Rządy myślące o budowaniu w Polsce silnego, zdrowego społeczeństwa opartego o wartości też powinny stawać na głowie, by zawalczyć o kulturę. By mieć fundament, na którym można budować. Nie widzę tego, by ktoś to dostrzegał. Niestety. Wierzę, że teatr EXIT przetrwa. Nigdy nie zawiedli nas ludzie. Gdy jeden z moich aktorów potrzebował nowy wózek pieniądze uzbieraliśmy w ciągu dwóch dni. Wierzę, że tym razem również znajdą się życzliwi nam ludzie. Wrzucam butelkę z tym listem do morza obojętności z nadzieją, że wyłowi ją ktoś kto nam pomoże. Szukamy sali teatralnej na próby, takiej w których będziemy mogli grać nasze spektakle, szukamy możliwości finansowania, by móc stać się instytucjonalnym teatrem, szukamy chętnych do zapraszania nas ze spektaklami. Dla moich aktorów teatr stał się całym życiem. Rozlało się w nim dobro, którego nie można zmarnować.