Nie rób tego więcej
dodane 2018-07-06 09:56
Z czeluści czasów „chmurnych i durnych” pamiętam akt miłosierdzia, który był niesamowity, jednostkowy, nieprawdopodobny.
Ze szkoły pamiętam scenę, w której niezwykła nauczycielka historii sztuki odebrała koleżance kartkówkę, bo zauważyła że ona ściąga. Wiadomo, za takie coś dwója (wtedy dwója) lądowała w dzienniku automatycznie. Jednak po zebraniu napisanych prac pani odwróciła się w kierunku pochlipującej Stefki i mówi: „Nie wpiszę Ci tej oceny, ale nie rób tego więcej”.
NIE RÓB TEGO WIĘCEJ! - przetelepało się po naszych pustych makówkach i poodbijało echem od ścian.
Z czeluści czasów „chmurnych i durnych” pamiętam akt miłosierdzia, który był niesamowity, jednostkowy, nieprawdopodobny. Najbardziej wychowujące złamanie zasad, systemów oceniania, konwencji szkolnych. Przyzwyczajeni do tego, że dla przykładu trzeba jednego „rozstrzelać”, nie zdziwilibyśmy się tą pałą - wielkodusznością tak.
Celnik Mateusz, siedzący na szmalu, z pobierania szmalu żyjący i twardy jak szmal, nie spodziewał się po sobie, że stopi go jak wosk jedno Jezusowe słowo. Może był synem celnika, tkwiącym w rodzinnym dziedzictwie, mający po uszy tego wyduszania forsy od biednych i bogatych. Tkwiący dzień po dniu w kieracie tych samych zachowań, w oparach złorzeczeń cudzych i własnych na życie, na los, na świat.
„Pójdź za mną”.
„Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: „Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary”.
Tak się zastanawiam: jeżeli miłosierdzie ma taką moc, czemu nie liczy się w rejestrach metod wychowawczych? Jeżeli pamiętam ten moment, w którym mnie, wściekłą na świat, na Boga nawet, Jezus utulił jak małą zdezorientowaną dziewczynkę, szepcząc „ja wiem, ja rozumiem, popatrz to, stąd się wzięło, nie wiedziałaś przecież”. Ustawił w gmatwaninie przyczyn i skutków, wyławiając z nieprzebaczenia sobie i innym. Jeżeli pamiętam... to dlaczego nie zaczynam dnia od usilnej prośby, byś mnie Twym miłosierdziem wypełnił po czubki włosów. Żył sobie w Polsce jezuita, kapłan, który przeżył taki kryzys wiary, że snuł się po torach, szukając diabelskiego wyjścia z życiowej matni. Kiedy uchwycił Jezusową dłoń, przechodząc przez miasto nie omijał żadnego oberwańca, pijusa, włóczęgi i żebraka. Zatrzymywał się, zagadał, zdjął kapelusz, podawał rękę, okazywał szacunek, bo wiedział, ile pogardy do siebie może mieć człowiek nieutulony jeszcze Bożym miłosierdziem.
Ja też tak chcę,Amen.