Ewangelia o rozmnożeniu chleba ma swoje zagadki

dodane 11:22

Czy za Jezusem szli tylko mężczyźni? Tylko tych liczono, wiem więc, że było ich circa pięć tysięcy. Jaka była właściwa liczba ludzi zgromadzonych na trawiastych terenach przy jeziorze Tyberiadzkim?

Filip mówi, że dwieście denarów nie wystarczy, by każdy dostał choć trochę. Denar był stawką dzienną, więc, przekładając na dzisiejsze warunki, przy dniówce wynoszącej 100 złotych kupiłabym 20 chlebów. Czyli za dwieście dniówek miałabym 4 000 bochenków. Jeżeli każdy z nich miałby 20 kromek, to miałabym ich 80 000. Wypowiedź Filipa potwierdza to, jak liczni byli zebrani. 

Ale nie to jest ważne. Istotne jest to, że Jezus interesuje się, czy nie zasłabną w drodze powrotnej z głodu. Pyta więc: „Gdzie kupimy chleba, aby oni się najedli?”. 
Zupełnie odjechana od rzeczywistości jest propozycja Andrzeja. Mówi: „Jest tu jeden chłopiec, który ma pięć chlebów jęczmiennych i dwie ryby, lecz cóż to jest dla tak wielu?”.

Może widział małego sprzedawcę przechodzącego z tacką. Może myślał, że trzeba kupić coś też dla apostołów. Głupie propozycje pobłogosławione przez Boga stają się podstawą bytu. Najlepsze jest to, że Jezus odmówiwszy dziękczynienie nad tą odrobinką jedzenia, rozdawał ile kto chciał. Hojnie. Nie według zapobiegliwości ludzkiej, ale z obfitości Stwórcy. Bóg daje tyle, że zostają resztki. Dwanaście koszów. Wszystko posprzątane.

Ciekawe jest to, że Jezus odchodzi, kiedy te tłumy zaczynają kombinować po ludzku, chcąc Go obwołać królem. Z jednej strony dba o zafascynowanych, potrzebujących Jego mądrości i mocy do przemiany życia, z drugiej zostawia ich, kiedy chcą wykorzystać Boga na swój sposób.   

Kiedy myślę po ludzku – wszystko się rozpada – jak przypomina Gamaliel z pierwszego czytania. To, co jest zgodne z wolą Bożą, ma trwałość, płodność i kreatywność. 

Raz byłam w sytuacji, w której skupiona na Bogu nie byłam świadoma trudności. Pojechałam sama na Kongres Odnowy w Duchu Świętym do Częstochowy. Kiedy na placu przed murami ludzie zaczęli wysławiać Boga, kiedy zaczęły się dziać cuda, zapomniałam, że żeby dojechać do domu o przyzwoitej porze, trzeba biec na pociąg o 16.00. O 19.00, kiedy kończyły się tańce, poleciałam na dworzec. Akurat stał pociąg do Katowic. Kiedy na dworcu w Katowicach zaczęli mnie zaczepiać bezdomni, wyrósł jak spod ziemi mój kuzyn, wielki jak góra, i z nim bezpiecznie wylądowałam w domu około drugiej. Nawet nie zdążyłam się wystraszyć. 

Dziecko Bogu, żona mężowi, matka dzieciom, nauczyciel uczniom. Z wykształcenia plastyk, z pasji - też plastyk.
nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 18.04.2024