Jak Karol Wojtyła trafił na żyłę złota?
dodane 2016-01-29 23:40
Tak! Na żyłę złota! Bo kto wie jak kochać, jest prawdziwym bogaczem!
Krakowski biskup wychodzi od sprawy zupełnie podstawowej. Aby dowiedzieć się, czym jest miłość, musi zapytać najpierw, kim jest człowiek. Zapytajcie gimnazjalistę, kim jest? Kim się czuje? Po co szukać gimnazjalisty. Zapytajcie siebie...
„Dla Wojtyły problem człowieka to jest problem miłości. Osoba, to jest ktoś, kto jest zdolny do kochania i do nawiązywania relacji z drugą osobą. To właśnie najbardziej ją potwierdza i nobilituje. A kochać to znaczy dać siebie. Wojtyła buduje definicję miłości w oparciu o autotranscendencję. Najważniejszym celem człowieka jest kochać. Dlaczego? Bo w kochaniu człowiek może się dać. A w dawaniu się jest pewien paradoks. Im bardziej się dajesz, tym bardziej się odzyskujesz. Im bardziej tracisz, tym bardziej siebie potwierdzasz. Wojtyła nazywał to zasadą personalistyczną: im bardziej się oddasz drugiemu, tym bardziej to ciebie zbuduje. Nic nie utracisz1”.
Czy to możliwe, aby tak żył dzisiejszy Europejczyk? Żeby w to uwierzył? Żeby się taką myślą zachwycił? Nad nią chociaż zastanowił? Oczywiście, że tak! Tylko pytanie, kto mu o tym opowie, skoro nawet niektórzy biskupi, (niemieccy czy duńscy), już niejednokrotnie postulowali, aby odejść od „anachronicznego” nauczanie Jana Pawła II, bo jest ono nieprzystające do dzisiejszych czasów. No to ja się pytam, czy serce dzisiejszego człowieka, jego najgłębsze pragnienie kochania, w czymkolwiek rożni się od serca starożytnego Greka? Nie sądzę. Choć jego zapewne było ukształtowane przez filozofię platońską. A dla Platona miłość jest pożądaniem, tego co jest piękne, dobre, co człowieka nasyca. Pożreć, zarekwirować drugiego człowieka na swoją własność. Drugi ma potwierdzać mnie. Ale czy to jeszcze miłość? Dla Wojtyły miłość na poziomie osobowym jest podarowaniem się. Nie tak, jak myślał Platon, że im więcej przedmiotu miłości dostaję, im więcej czuję, tym więcej kocham.
Skąd młody biskup Wojtyła wiedział, że największa batalia o człowieka w przyszłości rozegra się na poziomie ludzkiej seksualności? Kiedyś były to po prostu ateistyczne ideologie, dziś wróg zaatakował w najbardziej delikatną, intymną sferę. Dlaczego? Bo wie, że na poziomie, na którym jest wpisana męskość, kobiecość, ludzka identyfikacja seksualna, tam jest umieszczony także obraz Boga. Więc najlepiej to zniszczyć, wygumować Boga z tej sfery2.
Ze smutkiem trzeba przyznać, że póki co doskonale się mu do udaje. Jest jeszcze nadzieja, że ta żyła złota, może nie do końca odkryta i doceniona, przyniesie jeszcze zbawienne skutki i nawrócenie wielu.
1Z wykładu „Wiara i seks”, R. Skrzypczak