Nieznośna cisza w szwajcarskich biurach
dodane 2016-02-05 15:33
Dwa lata temu dostałam propozycję pracy w międzynarodowej firmy logistycznej w Zurychu. „Byłabym głupia, gdybym nie skorzystała” – tak wtedy myślałam.
Przychodziliśmy do pracy na 9.00. Każdy odbijał swoje wejście czy wyjście magnetyczną kartą. Pracowałam w dziale PR i marketingu. Moimi kolegami zza biurka był Niemiec oraz Kamerunka. Mniej więcej w moim wieku, wykształceni, płynnie mówiący po angielsku i francusku. Pierwszego dnia grzecznie się przywitałam, chciałam coś o sobie powiedzieć, ale nikt mnie o nic nie zapytał. Szybko zorientowałam się, że nie zapyta też drugiego, trzeciego czy piątego dnia. Ok. było jasne, że głębokich przyjaźni to tutaj nie zawiążę. Siedząc biurko w biurko 8 godzin dziennie postanowiłam zrobić jednak kolejny krok i nieśmiele spytałam coś o firmę. Bardzo ładna i zgrabna Afroamerykanka odpowiedziała mi, że tutaj się nie rozmawia, tutaj się pracuje... aha …
Wcale nie chcę tym samym powiedzieć, że dzień w polskim biurze zaczyna się od plotek i kawy, ale na pewno nieco bardziej em(sym)patycznie. Codziennie o równej 12.00 Pascal ubierał swoją marynarkę, specyficznie odwijał kołnierz i schodził do kantiny, żeby kupić obiad. Zawsze wracał z tym samym: reklamówką z chińczykiem mówiąc: malzeit. Zaraz po nim wychodziła Erike, żeby czasem nie było podejrzenia, że chciałaby z nim zjeść obiad. Ja rozumiem, ja byłam nowa, ale oni? Pracowali razem od 5 lat i nic o sobie nie wiedzieli.
Kiedyś jadąc z Eriką samochodem, zeszłyśmy na temat naszych krajów, z ciekawości zapytałam o jej wiek i usłyszałam, jak mogę wtrącać się w jej życie prywatne i zadawać takie osobiste pytania! Bardzo często podkreślała też: Magdalena, tutaj nie jest Polska! No, Kochana tego nie dało się nie zauważyć. W Polsce pewnie nie ma idealnej ciszy podczas pracy, ale przynajmniej ma się pojęcie, kto siedzi za biurkiem.
Raz prawie udało się rozpocząć rozmowę, oczywiście nie w godzinach pracy. Usłyszałam od Pascala, że jedyna rzecz, która liczy się w jego życiu to kasa i w ogóle, że świat na pieniądzach stoi, że światem rządzą nie politycy, ale biznesmeni, a Pana Boga oczywiście nie ma. Czy coś wiedział o Polsce? Tak, że język polski jest taki sam jak rosyjski, że u nas jest bardzo zimno i raczej biednie.
Reasumując. Wytrzymałam trzy miesiące. To ja już wolę tą zimną Polskę niż szwajcarskie franki i lepiej mieć biedne kieszenie niż serce.
Polub mój profil na FACEBOOKU