Polski Robin Hood
dodane 2016-04-05 10:12
Ksiądz Jacek Stryczek czyli polski Robin Hood, który sprawia, że bogaci sami oddają biednym. O miłosierdziu i mentalności wędkarza.
MS: Jak Ksiądz świadczy miłosierdzie? Jakaś Księdza najlepsza metoda, rada?
JS: Mam takie swoje dwa przesłania. Po pierwsze jak się przeczyta „Dzienniczek” siostry Faustyny to widać, jak była wychowywana w atmosferze świadomości Boga karzącego. Z takim obrazem Boga musiała sobie poradzić i zrobiła to, odkrywając, że Bóg jest miłosierny. Ale doświadczyła tego poprzez osobisty kontakt z Nim. Druga rzecz, którą odkryła to to, że Bóg nie wisi nad grzesznikiem, który się stacza, aby go złapać i potępić, ale że do końca jest gotowy aby podjąć współpracę i go ratować. To są dwie nowości, które są siłą nośną dla kultu miłosierdzia na całym świecie. To jest ogromna nadzieja dla ludzi. W świadczenie miłosierdzia ważny jest indywidualny kontakt. Spotykam kogoś, angażuje się w jego życie po to, aby on stał się kimś lepszym. Nie tylko po to, żeby mu było lepiej, tylko żeby on sam stał się kimś lepszym. Na przykład siostry Albertynki, one nie tylko pomagają dając chleb, są blisko ludzi, pomagają im odkryć swoje człowieczeństwo.
MS: Czyli jak widzę osobą żebrzącą na ulicy to mam mu tych 5 czy 10zł nie wrzucać?
JS: Jestem wielkim przeciwnikiem pomagania żebrakom na ulicy. To żadna pomoc, to wręcz demoralizacja. Uważam, że 90% żebraków to są mafie, a 10% to pijący bezdomni. To było dzieło miłosierdzia sto lat temu, jak nie istniała pomoc społeczna.
MS: To komu mamy pomagać?
JS: Idea, którą ja się posługuję wywodzi się od Jana Pawła II, który mówił o tym, że istnieje czwarty świat. Trzeci świat, to wszyscy wiemy, że to są biedni w Afryce, a czwarty świat polega na tym, że mieszkamy w Krakowie, większości z nas dobrze się powodzi, a obok nas są ludzie, którzy są wykluczeni, nie mają dostępu do nowoczesnej technologii, do wielu rzeczy. Ja właśnie łączę biednych i bogatych, ale łącząc ich nie pytam ile kto zarabia, nie ma takiego powodu.
MS: W jednym z wywiadów zasugerował Ksiądz, że osoby wykluczone, tzn. np. mniej zarabiające są same sobie winne. A przecież Ksiądz doskonale wie, że w Polsce nie jest tak łatwo zmienić pracę na taką, jaką by się chciało?
JS: W wywiadzie powiedziałem, że nigdy nie udzielam wywiadów z poziomu polityków. Czyli nie mówię, jak powinno być w naszym kraju. Ja wypowiadam się z poziomu poszczególnych ludzi. Nie zmienię całego systemu społecznego, mogę tylko pomóc ludziom wydobyć ich większy potencjał. Jeżeli komuś jest źle i słabo zarabia, ja próbuję obudzić w nim potencjał, żeby spróbował tą sytuację zmienić. Napisałem książkę o tym, jak więcej zarabiać, jeździłem po Polsce z odczytami na ten temat. Moja pomoc polega na tym, że np. ktoś słucha moich kazań i zmienia swoje życie, sposób myślenia. Otrzymuję wiele tego typu podziękowań, że ktoś wreszcie zaczął o siebie walczyć, zabiegać. Mówię, żeby się obudzić i zarządzać swoim losem. Najważniejsza jest wolność pracy, żeby móc ją zmieniać. Przesłanie tego wywiadu jest takie, aby szkolić ludzi 30, 40 – letnich, aby mogli wytrwać na rynku pracy do tych 65 lat.
MS: Czy Szlachetna Paczka to nie jest właśnie przykład takiej pomocy doraźnej, którą Ksiądz zwalcza?
JS: Szlachetna Paczka to nie tylko rzeczy, to sposób motywowania ludzi biednych, pokazywanie im, że mają wartość, to ogromna dawka zmiany sposobu postrzegania świata. To co ja robię, to jest właśnie odpowiedź na to, aby reagować na czwarty świat, łączę ludzi, którzy normalnie są podzieleni.
MS: Czyli chodzi o to, aby dać ludziom wędkę, nie rybę?
JS: Chodzi nie tylko o to. Bo jak ktoś nie ma mentalności wędkarza to sprzeda wędkę i kupi rybę. Chodzi o wyrobienie mentalności wędkarza. Jeżeli Pani mnie pyta, jak pomagam ludziom, żeby sobie radzili, to odpowiem, ze staram się obudzić w nich mentalność wędkarza. Wędkarz poradzi sobie w każdej sytuacji, nie jest niewolnikiem swojej pracy. Byłem świadkiem takiej sytuacji, jak dziewczynka wyciągnęła starego, brudnego miśka i mocno tuliła go do siebie. w tym czasie jej mama negocjowała jaką pomoc – kasza, mąka, ryż – w punkcie charytatywnym. Byłem tym widokiem przerażony, bo to oznaczało, że to małe dziecko już miało zakodowane, że należy mu się coś gorszego - stary, brudny misiek. To bardzo zapada w podświadomość takiego człowieka i potem trudno z tego wyjść. Jak ktoś sobie zakoduje, ze jest gorszy, to później z taką świadomością żyje całe życie. I z drugiej strony. Paczka to nie tylko pomoc ubogi. Nie wiem czy Pani wie, że wolontariusze Szlachetnej Paczki mają dużą łatwość w znalezieniu pracy, że są to bardzo pożądane osoby do pracy.
MS: Nie. Nie słyszałam.
JS: A tak właśnie jest. Zdarza się, że osoby które u nas były na poziomie lidera czy koordynatora trafiają na posady managerskie. Wykorzystują swoje doświadczenie, rozwijają się. A najpiękniejszy jest ten etap, gdy dochodzą do wniosku, że więcej szczęścia jest w dawaniu niż braniu. Niektórzy mówią, że tym różnię się od Robin Hooda, że on zabierał bogatym i dawał biednym, a ja robię tak, że bogaci sami oddają biednym.
MS: Dziękuję za rozmowę.
Polub mój profil na FACEBOOKU
fot.www.wiadomosci.onet.pl