Wyznania
O tym, jak Wojtyła przepytywał Kanta
dodane 2021-08-12 00:02
Kogo dziś obchodzi co o seksualności człowieka ma do powiedzenia osiemnastowiecznywieczny filozof czy najbardziej popularny przedstawiciel Kościoła Katolickiego – do niedawna papież Wojtyła.
Dziś nikogo już nie interesuje, co na temat związków i stosunków seksualnych uważa Kościół Katolicki. Nie interesuje, bo każdy doskonale wie, jakie jest jego stanowisko w tym temacie. A Kant? Zapewne wielu kojarzy go tylko z jednym „niebo gwiaździste nade mną, a prawo moralne we mnie”.
Wszystkich, którzy jednak są ciekawi zapraszam na rozmowę, która zresztą nie została przeprowadzona przeze mnie.
Wojtyła: Emanuelu, widzisz, jednak to ja miałem rację z tą miłością. Wprawdzie w kilku kwestiach byliśmy zgodni, na przykład co do tego, że osoby współżyjące ze sobą nie mogą się wzajemnie „używać”, nie mogą dostarczać sobie tylko przyjemności seksualnej, bo to po prostu sprzeciwia się godności osoby ludzkiej. Nie miałeś też wątpliwości, że zjednoczenie seksualne to dawanie siebie drugiej osobie.
Kant: No niby tak. Niby myślałem podobnie, ale wiesz, dla mnie dokładnie ten dar z siebie, komunia osób – kluczowe pojęcia dla ciebie, były moim największym problemem. To było dla mnie tak upokarzające. Wydawało mi się, że to oddawanie sobie nawzajem organów płciowych, czyni z ludzi rzeczy, których można używać. Dla mnie to właśnie sprzeciwiało się godności i autonomii osoby.
Wojtyła: I jedyne usprawiedliwienie, żeby w ogóle mogło dojść do tej intymnej relacji widziałeś w małżeństwie …
Kant: No tak. Dzięki małżeństwu mogę przynajmniej zrekompensować utratę siebie (żona używa mnie w trakcie współżycia) na rzecz żony, na zasadzie stałego kontraktu, na podstawie którego i ja posiadam („używam”) ją. W Metafizyce moralności wyraźnie napisałem: „Umowa małżeńska nie ma w sobie nic z dowolności nawet przy założeniu, że strony żywią spontaniczną chęć wzajemnego korzystania ze swych właściwości płciowych; jej osobliwość polega na tym, że zobowiązanie ma tu swoją podstawę w prawie całej ludzkości; oznacza to, że gdy mężczyzna i kobieta pragną pragną czerpać wzajemną korzyść ze swych powobów płciowych, muszą najpierw zawrzeć małżeństwo, którego konieczność wypływa w prostej linii z pryncypiów prawnych, dyktowanych przez czysty rozum”.
Wojtyła: Ależ w takim układzie nie ma nawet miejsce na krztę miłości! A przecież ludzkie ciała mają zdolność wyrażania miłości. Dokładnie to, czego się obawiałeś, że wzajemne oddanie zagraża ludzkiej autonomii, jest właśnie głębokim spełnieniem osoby poprzez dar z siebie, gdyż człowiek nie może odnaleźć się w pełni inaczej jak tylko poprzez bezinteresowny dar z samego siebie.
Kant: Dobrze ci mówić. Tę ostatnią prawdę sformułował dopiero Sobór Watykański II. Nie zapominaj w jakich czasach ja żyłem. Teraz to i ja to rozumiem i zawstydzam się mojego podejścia. Podchodziłem jednak do tematu bardzo uczciwie – tego nie możesz mi zarzucić. Nigdy nie miałem też wątpliwości co do stosunków homoseksualnych. Zawsze wydawały mi się wynaturzeniem i traktowałem je nie tylko jako pogwałcenie prawa ale jako potworny występek. Przecież to zwykła obraz człowieczeństwa!
Wojtyła: W tej kwestii pełna zgoda. Ale trochę nie o tym mówimy. U Ciebie w ogóle nie występowała miłość oblubieńcza. Tymczasem na mocy samej natury danej od Boga, niezależnie od wszelkich ludzkich decyzji czy postanowień, ludzkie ciało ma zdolność wyrażania ludzkiej miłości. Czasy się zmieniły, ale współżycie seksualne zawsze będzie miało charakter osobowy, wyrażający się poprzez dar z siebie.
Kant: Niby to takie proste. Ale mam wrażenie, że ludzie dalej nic z tego nie rozumieją. Wciąż częściej się „używają” niż siebie na zawsze drugiemu oddają. Nie wiem, czy wiesz, ale co do zasady byłem też przeciwny poligamii.
Wojtyła: Coś mi się obiło o uszy. Choć zapewne kwestionowałeś ją z innych przyczyn niż ja.
Kant: W świetle tego, co wyżej powiedziałem poligamia jest niemoralna, gdyż, gdybym miał drugą żonę, to nie mogłaby ona odzyskać całej swojej osoby, którą traci na moją rzecz, kiedy w odbierający jej osobowy charakter sposób biorę ją w posiadanie. Powodem, dla którego nie może ona odzyskać całej swojej osoby, jest to, że ja nie należę wyłącznie do niej w czasie trwania kontraktu małżeńskiego, lecz także do swojej pierwszej żony. Będąc w posiadaniu swoich dwóch żon, dzielę siebie na części.
Wojtyła: No właśnie! A dla mnie poligamia radykalnie zaprzecza wyłączności i komunii osobowej między kobietą, a mężczyzną, dlatego nigdy nie może być drogą do budowania szczęśliwego związku i relacji. Ofiarą takiego uporczywego nastawienia tylko na egoistyczne doznawanie jak największej przyjemności jest najczęściej kobieta.
Kant: Karolu, ja byłem tylko skromnym filozofem, a nie głową Kościoła Katolickiego!
Wojtyła: (uśmiecha się). Ładnie mi skromnym! Wywróciłeś o 180 stopni europejski sposób myślenia o rzeczywistości i do dziś, może obok Kartezjusza, jesteś uważany za ojca Nowożytności. W wielu sprawach miałeś bardzo dobrą intuicję, ale z tą miłością trochę kantowałeś ;)
Kant: Nigdy jednak nie byłem zwolennikiem promowania rozwiązłości seksualnej. Ale to prawda, zupełnie odciąłem płeć i seksualność od osoby. Dla mnie natura, a osoba to były dwie różne sprawy, a seksualność to puszczony wolno naturalny proces, niemający nic wspólnego z osobowym charakterem człowieka. Ale
Wojtyła: Twoja etyka seksualna wynikała w dużej mierze z podejścia do natury, którą zredukowałeś do pozbawionego znaczenia mechanizmu. Przeciwstawiłeś osobę naturze, w której człowiek nie czuje się jak u siebie, lecz ją przekracza. Wprowadza to totalny dualizm, który powoduje, że człowiek czuje się obco w swoim ciele. Tymczasem ciało ludzkie jest głęboko osobowe, ponieważ w pewnym sensie także ciało jest osobą. Dlatego nigdy nie mogłem pogodzić się z tym, co napisałeś w Metafizyce moralności, że „na tle całego systemu przyrody homo phaenomenon, animal rationale nie ma większego znaczenia; jako stworzenie ziemskie posiada on tę samą wartość, co pozostałe zwierzęta”.
Kant: Moje myślenie było tylko konsekwencją umiejscowienia godności człowieka w świadomości i umyśle, co z góry zakładało, że podświadome funkcje organizmu same w sobie są całkowicie pozbawione znaczenia i godności.
Wojtyła: Dlatego twój personalizm można nazwać antytrynitarnym, mój trynitarnym, ty plasowałeś płciowość poniżej poziomu osoby, ja - na poziomie osoby, różnic jest dużo więcej... Drogi Emanuelu, chcę jednak, żebyś wiedział, że pomimo tych wszystkich rozbieżności szeroko czerpałem z twojej myśli filozoficznej, nie zawsze się z nią zgadzajac i szanowałem cię za krytykę utylitaryzmu, którą stosowałeś również do dziedziny seksualności.
Kant: Karolu, a pamiętasz, jak sparafrazowałeś mój imperatyw kategoryczny: „Postępuj tak, aby osoba nigdy nie była tylko środkiem twego działania, ale zawsze celem” na swoją normę personalistyczną: „Ilekroć w twoim postępowaniu osoba jest przedmiotem działania, tylekroć pamiętaj, że nie mozesz jej traktować tylko jako środka do celu, jako narzędzia, ale liczyć się z tym, że ona sama ma lub bodaj powinna mieć swój cel”.
Wojtyła: Oczywiście! Jak dobrze, że już wszystko jest jasne … chociaż … (oboje tajemniczo uśmiechają się do siebie).
Polub mój profil na FACEBOOKU
Wykorzystano fragmenty książki Michaela Waldsteina Sens ciała wokół seksualności Jana Pawła II oraz Karola Wojtyły Miłość i odpowiedzialność.