Gdy role się odwracają
dodane 2020-12-05 11:57
Czyli o byciu św. Mikołajem.
6 grudnia tuż, tuż. Dzieci pewnie przebierają z niecierpliwością nóżkami. W końcu jutro z samego rana, a może jeszcze w środku nocy przybędzie święty Mikołaj z prezentami. Bardzo miło wspominam dzieciństwo i podchody moich rodziców. W moim domu nie było zwyczaju, by ktoś przebierał się za świętego Mikołaja. Nawet jeśli w szkole czy przedszkolu pojawiał się Mikołaj/ek, to jakoś rodzice tłumaczyli, że to taki pomocnik, bo przecież świętego nie wcale tak łatwo zobaczyć ;)
Oczywiście trzeba było wcześniej napisać lub narysować list. Do tej pory mamy niektóre z nich (można płakać ze śmiechu ;) jak się je czyta), które ja i mój brat zostawialiśmy na oknie, a które zawsze znikały w przedziwny sposób. Wywołując w nas radość i mnóstwo pozytywnych emocji z odrobiną niedowierzania, że już zdążył zabrać, a myśmy go znowu nie widzieli.
Poza tym mam wrażenie, że ten nasz święty Mikołaj, był trochę połączeniem świętego z Miry i tego pana z Laponii ;) Bo Święty, ale jednak adres był w Laponii na naszych listach, a do tego musiał przyjechać saniami. Co prawda Rudolfa wśród reniferów nie było, bo o nim nie słyszeliśmy, ale przy saniach musiał być dzwoneczek, bo jak zostawiał prezenty to oczywiście informował o tym swoim dzwonkiem. Aha i do domu dostawał się przez okno (w kominie mógłby się nie zmieścić i po co miałby się brudzić?). Nigdy się nie zastanawiałam, jak opanował tę sztukę.... ;) skoro klamki są z drugiej strony. Ale jak widać, święci mają swoje sposoby.
Wspominałam w zeszłym roku, że w pewien sposób ten czas oczekiwania wywoływał u nas taki minimalny strach, a co jak jednak na niego wpadniemy? Na pewno jednej wizyty nie zapomnę do końca życia. Ponieważ byliśmy lekko zdenerwowani przed 6 grudnia, moja mama postanowiła spać z nami w pokoju. Rano opowiedziała nam, że śniło jej się, że był święty Mikołaj u nas i w pośpiechu chowania prezentów po pokoju (bo przecież szukanie prezentów jest jeszcze ciekawsze), zapomniał za sobą zasłonić firanki wychodząc przez okno. Po jakimś czasie rozległ się ten tajemniczy dzwoneczek znikąd. Rzuciliśmy się do drzwi salonu, które oczywiście były zamknięte, jakże by inaczej. I jakoś nigdy z bratem nie zwracaliśmy uwagi, że tata znika w momencie dzwonka....Dziwnym trafem musiał pójść do piwnicy, logiczne prawda? ;) Po czym przybiegał, a my mu w emocjach mówiliśmy, że był dzwonek!!!! Mama wreszcie otworzyła nam drzwi, wpadliśmy do pokoju i nawet nie zauważyliśmy klatki z uroczym białym królikiem z niebieskimi oczami, który był wymieniony jako prezent w liście, bo.... oczywiście firanka była odsunięta na pół okna! Mamie naprawdę przyśnił się święty Mikołaj ;)
Teraz role mam wrażenie, że trochę odwróciły się w domu. Trochę podrośliśmy z bratem i w sumie fajnie być świętym Mikołajem i zaskakiwać tym razem rodziców i dziadka. Bo dawanie podarków naprawdę sprawia wiele radości. Nawet się dziś zapytałam, czy dziadek był grzeczny i stwierdził, że tak, ale listu nie chce mu się pisać. Doszliśmy do wniosku, że przecież święty zna go na wylot ;) Osobiście już odliczam godziny. Jestem niezmiernie ciekawa, co w tym roku wymyślił Święty Mikołaj dla "ciut" starszych domowników, a szczególnie ich reakcji ;)
Myśl na dziś: "Nie wystarczy znać dobro, trzeba je praktykować" (św. Jan Bosko).