Poezja

Czekanie (o czekaniu na śmierć pewnego kapłana).

dodane 16:51

25 lat temu jako kleryk obserwowałem przygotowanie na śmierć jednego z naszych kapłanów. To była dobra lekcja życia, patrzeć, jak odchodzi dobry pasterz...

Czekanie.
(o czekaniu na śmierć pewnego kapłana)

Każdego rana siadał na krawędzi łóżka
przez tę krótką chwilę przejścia przez morze
rozstępującego się dnia. Jeżeli kartka
wisiała jeszcze w kalendarzu przymierzał

się od zaraz do zerwania z resztkami
wczorajszego czekania. Najczęściej jednak
robił to wieczorem. Ruchem tej samej
odwagi, z jaką otworzył oczy i usiadł

modlił się teraz: "Jak łania pragnie
wody ze strumieni tak dusza moja..."
Wczoraj było dawno, dziś jeszcze dalej
to teraz przeciągnięte w resztki rozespania

miało właśnie je zacząć. Gdzieś leżała wiara
trzeba było ją zebrać gałęziami dłoni
i nałożyć jak konieczne szkła okularów.
Wstać, opartym o parapet okna poodsłaniać

i tak rozpocząć dzień. Każdego ranka
siadał na krawędzi snów o dziwnym świecie
nierozumnych bakterii i wielkich księżyców:
Satelita rozumu. Zaginiony badacz.

Jeszcze mu w uszach szumiał pomruk sennych drzew,
las o północy samotnie we śnie przemierzany,
młode dziewczyny biegnące przez pośpiech strumieni
w poprzek gór, morza, dłoni pachnącego Boga.

Jak łania pragnie tak pragnął, jak u źródła wód
spieczonymi wargami dotykał wieczornej herbaty
połykając poranne porcje tabletek i modlitw.
Coś miało znów się zacząć i coś skończyć za tym.

Mały kapłan z włosami nazbyt traconymi
na zakładki słowników i kartek brewiarza.
Siadał tak na krawędzi łóżka. Przechodził suchymi
stopami przez wielkie morze ciszy i oczekiwania.

(1996, październik)