"A ja mam pytanie do Siostry z tej czy innej beczki: W jaki sposób spotkała Siostra Pana Boga?" - takie pytanie w komentarzach...
No i się zaczęło! To jest właśnie ten piękny czas, w którym cały Kościół przyzywa Ducha Świętego.
Wędrowne się stało moje życie w ostatnim czasie. Dość, że wspomnę, iż w ostatnim miesiącu dwa razy byłam w Gdańsku (a mieszkam w Krakowie). Niemało się też w tym czasie działo. Np. trzy ostatnie dni to jeden wielki ciąg uroczystości: w piątek pogrzeb ś.p. Abpa Tadeusza Gocłowskiego, a w niedzielę Procesja na Skałkę i 800-lecie istnienia opactwa benedyktynek w Staniątkach.
"A co Siostra ma na myśli pisząc "namiastki radości"?" - dopytuje ktoś. Dobre pytanie. Dobry punkt wyjścia do refleksji nad naszym życiem codziennym.
Gdy czytałam dzisiejszą perykopę ewangeliczną (J 15, 9-11), te kilka zdań w mojej świadomości ułożyło się w krótki i genialny w swej prostocie przepis na życie.
"Moje ciało jest prawdziwym pokarmem, a moja krew prawdziwym napojem..." Gorszyli się słuchacze tymi słowami Jezusa: "Jak on może dać nam swoje ciało do jedzenia?"
Tyle się już nasłuchałam sprzecznych twierdzeń o tym, co też Papież Franciszek myśli o... , że nie mogę się oprzeć wrażeniu, że każdy próbuje przeforsować swoje tezy i podeprzeć się, jak w apokryfach, papieskim autorytetem.
Słowo ma to do siebie, że wyleci wróblem, a wołem powraca (to przysłowie wymyślono zanim powstały internety, więc teraz zapewne wraca w postaci rozrośniętego płetwala błękitnego!)
Nietrudno jest przekonać Boga, by się ulitował. On jest Miłosierny. Trudniej ugiąć kolana i powiedzieć: Potrzebuję miłosierdzia... Miej miłosierdzie dla nas i całego świata. Amen