Wielkie emocje i wielki problem

dodane 10:13

Finalnemu odcinkowi czwartego sezonu "Sherlocka" na pewno nie zabrakło emocji. Niestety, często były to emocje zupełnie nietrafione. I niewykorzystane.

Uwaga! Ta recenzja zawiera wszystkie możliwe spoilery.

"The Lying Detective" (kłamiący detektyw), drugi odcinek z najnowszej serii przygód o Sherlocku Holmesie zostawił widzów w emocjonalnym zawieszeniu. Czy tajemnicza psycho-siostra zastrzeliła Watsona? Czy Sherlockowi udało się go uratować? Czy jej udało się uciec? Na te i inne pytania twórcy serialu zupełnie... nie odpowiadają.

Od razu, od pierwszych minut nowego odcinka "The Final Problem" (ostateczny problem), trafiamy w sam środek akcji, w której główną rolę grają Sherlock, Microft a także całkiem żywy Watson. Film jednym zdaniem wyjaśnia, co się stało w poprzednim odcinku - "postrzeliła mnie" - słyszymy wyjaśnienie z ust doktora. I tyle. A gdzie się podziała Eurus, tajemnicza psycho-siostra? Jak uciekła? Tego się nie dowiedzieliśmy. A może to wszystko to tylko wytwór wyobraźni Sherlocka? Serial już niejednokrotnie robił nam takie psikusy. Ale nie, tym razem po prostu scenarzystom nie chciało się dawać nam wyjaśnienia, ani zaserwować świetnie zmontowanego flashbacku z poprzedniego odcinka. Była kobita, nie ma kobity, jedziemy dalej. Fatalny początek.

Ale szalona akcja sprawia, że szybko zapominamy o tym problemie. Znajdujemy się w samym środku więzienia, w którym trzyma się największych ześwirowanych zbrodniarzy świata: mordercy, kanibale i siostra Holmes, która od dziecka przejawiała niepokojące zachowania. Inteligetniejsza od Sherlocka i Microfta razem wziętych, uważała się za lepszą od innych, a jednocześnie była w tym niesamowicie osamotniona. Okaleczała się, bo chciała zobaczyć jak pracują jej mięśnie ręki. A potem spaliła cały swój dom, bo chciała wszystkich pozabijać. Zamordowała także z zawiści najlepszego przyjaciela Sherlocka - owego Redbeard'a, który okazał się być żywym chłopcem, a nie psem. To wydarzenie tak straumatyzowało Sherlocka, że aby uporać się z bólem wymyślił sobie, że Redbeard był psem. Po wydarzeniu ze spaleniem domu Microft okłamał rodziców, że dziewczynka zginęła w pożarze, a ją samą oddał pod opiekę wujka, który umieścił Eurus w supertajnym strzeżonym więzieniu na odległej wyspie na środku morza. Małą dziewczynkę. Bez rodziców, bez najbliższych, bez miłości. Na pewno wyrośnie z niej porządny człowiek. Na pewno.

Tak więc główna akcja rozgrywa się w więzieniu. Spotykamy się z Eurus, która poprzez swoje maniakalne spojrzenie i psychopatyczne opowieści, manipuluje całym personelem. I w konsekwencji więzi braci Holmes, Sherlocka i Microfta a także Watsona i szefa więzienia. A potem widzimy Moriartiego wychodzącego ze śmigłowca i zmierzającego w stronę więzienia. I wszystkie fanki teraz piszczą...! Z tym, że film szybko studzi nasze emocje, bo scena z Moriartym miała miejsce 5 lat temu, a to wszytko to tylko flashback. Takie tam, okruchy rzucone widzom, żeby się na nie rzucili.

Nie, Moriarty nie wrócił, mamy z nim tylko kilka scen, podczas których dowiadujemy się, że przybył do więzienia jako "prezent świąteczny" dla Euros, która chciała z nim porozmawiać przez 5 minut bez kamer. Skutkiem tej rozmowy była misternie zaplanowana akcja porwania braci Holmes i zabawienie się z nimi w psychopatyczną grę "kto zabije pierwszy", którą znamy z innych filmów, jak np. z serii "Piła".

W międzyczasie poznajemy też inny wątek. Mała dziewczynka, uwięziona w lecącym samolocie, jako jedyna pozostaje przytomna, podczas gdy cała załoga i wszyscy pasażerowie pogrążeni są w głębokim, przypominającym śmierć, śnie. Sherlock ma za zadanie uratowanie jej, jednak porozumiewanie się z nią przez telefon jest ściśle ograniczone przez Eurus, która dyryguje całą grą.

Część główna filmu to świetnie rozegrany thriller psychologiczny. Mamy maniakalną Eurus, przerażoną dziewczynkę w lecącym samolocie, uwięzionych braci Holmes z Watsonem i zabójcze łamigłówki, których rozwiązanie przysparza coraz więcej ofiar w ludziach.

Na końcu, nasi bohaterowie znajdują się w starym domu rodzinnym państwa Holmes, zrujnowanym przez pożar. W ostatecznej łamigłówce, którą rozwiązuje Sherlock, przypomina sobie, że Redbeard był jego przyjacielem, Eurus go zamordowała, a teraz taką samą śmierć szykuje dla Watsona. Pozostaje jeszcze dziewczynka w samolocie, ale tu, mamy świetną niespodziankę - tą dziewczynką okazuje się sama Eurus. A scena z samolotem jest jedynie wytworem jej wyobraźni.

Następuje kulminacja, moment, który wszystko przesądzi. Czy pogrążona w samotności i rozpaczy Eurus da sobie pomóc? Czy Sherlokowi uda się ją przekonać, aby nie mordowała? Ale widz nie zdąży nawet o tych pytaniach dobrze pomyśleć, bo scena kończy się w ułamku sekundy siostrzano-braterskim przytuleniem. Bez głębszych przemyśleń, nawet bez głębszego spojrzenia kamery. Wszystko w jednym ujęciu. A potem żyli długo i szczęśliwie. Tzn. niekoniecznie szczęśliwie, bo potem Eurus grzecznie daje odprowadzić się do więzienia. Jak gdyby nigdy nic. A i ratują razem Watsona, bo... nagle zmieniła zdanie? Ech...

Końcówka filmu to już prawdziwa żenada. W formie nagrania DVD dostajemy nie kogo innego jak... Mary, którą większość widzów zdążyła już wystarczająco znienawidzić i wystarczająco ucieszyć się z jej śmierci. W poprzednim odcinku pojawiła się jeszcze jako "duch z przeszłości" Watsona i myśleliśmy, że to już koniec pani Watson, ale nie. Twórcy stwierdzili, że na koniec sezonu zafundują nam śliską laurkę w wykonaniu Mary na cześć wspaniałego detektywa i dzielnego doktora.

Tak więc wszyscy żyli długo i szczęśliwie i dwóch mężczyzn spokojnie wychowywało małą dziewczynkę. Genderowi musi być zadość.

Aha, mamy jeszcze mały, ale dość traumatyczny wątek, w którym Sherlock zmuszony jest wyznać miłość Molly Hooper. Robi to tylko po to, aby ona w odpowiedzi powiedziała te same słowa, "I love you", i dzięki temu uratowała swoje życie, bo to wszystko to znów część diabolicznej gry Eurus. Wątek niezwykle emocjonujący, zwłaszcza dla Sherlocka, bo ani morderstwa ani nawet groźba zabójstwa własnego brata nie poruszyły go tak do głębi jak to, że musiał powiedzieć Moly "Kocham cię". Gdy już było po wszystkim w szale zaczął demolować pokój, a potem siedział na ziemi i zdawałoby się, że przechodzi jakiś głęboki kryzys. Jednak kryzys został szybko zażegnany jednym słowem Watsona, a potem... no cóż. Było minęło. W śliskim zakończeniu nie ma ani słowa o tym, jak cała sytuacja oddziałała na Molly, która bądź co bądź, płacząc, wyznała mu miłość. Nic, zero. Było, minęło. Po co zawracać sobie głowę jakimiś jej emocjami. Przecież to tylko Molly, nikogo ona nie obchodzi...

Podsumowując - wielkie rozczarowanie. Dla mnie, przynajmniej. Coś, co mogło być autentyczną perełką, stało się słabo skleconą kalką thrillerów. Fakt, trzymającym w napięciu, inteligentnym i z niesamowitymi zwrotami akcji, ale kulawym w scenariuszu, zwłaszcza na początku i na końcu. Mam wrażenie, że twórcom nie chciało się już starać, bo doskonale wiedzieli, że widzowie i tak to obejrzą. Wrzucili więc akcję, thriller, mordy i zagadki do jednego wora, dorzucili Moriartiego, żeby zrobić sobie większą klikalność i beznamiętne spojrzenie psychopatki Eurus, dla większego smaczku. I na końcu mamy łzawe pojednanie, miłość silniejsza od... nienawiści i separacji od najbliższych (?). A także mglistą perspektywę kolejnego sezonu, która w ogóle nie zachęca.

Słabo BBC, a mógł to być naprawdę majstersztyk.

 

Poniżej: zwiastun sezonu 4 "Sherlocka"

 

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 24.04.2024

Ostatnio dodane