Kim jesteś naprawdę?
dodane 2017-03-31 15:23
Łatwo to sprawdzić. A podpowiedzą nam nasze emocje.
Bóg czasami robi w naszym życiu zamieszania, żebyśmy mogli poznać samych siebie, złapać z samym sobą kontakt. Zakolegować się ze sobą. Po co? Żeby potem móc zbliżyć się do Boga takimi, jakimi jesteśmy. A nie takimi, za jakich się uważamy.
Chodzenie do kościoła na pokaz, modlenie się na pokaz nie sprzyja naszej duchowej więzi z Bogiem. Bóg chce nas prawdziwymi, a nie zamaskowanymi chrześcijanami idealnymi. Lepiej przyznać się do błędu i szczerze powiedzieć: "Panie, Ty wiesz wszystko. Ty wiesz, że nie potrafię Cię kochać tak, jak powinienem" niż udawać, że Boga kochamy, a tak naprawdę głowę mamy zaprzątniętą czymś zupełnie innym. I nasze serce przylgnęło do czegoś innego, chociaż usta mamy pełne pobożnych frazesów.
Nasze emocje pomagają nam odzyskać kontakt ze sobą. Dlaczego nagle, w środku wesołego spotkania z przyjaciółmi, chce mi się płakać? Przecież nikt nie powiedział mi żadnego niemiłego słowa. Albo dlaczego nagle czuję strach, chociaż nikt mnie nie atakuje? Mówię: jestem zmęczona, to tylko stres. Nie, to nie stres. A może chce mi się płakać, bo zdaję sobie sprawę, że nie umiem być taka swobodna i taka otwarta jak oni? Że nie mam tylu zainteresowań? A może moje zainteresowania ktoś uzna za nieatrakcyjne? Albo mnie samą za nieatrakcyjną, wręcz nudną i w zasadzie co ja robię na tym spotkaniu...?
Dobrze jest wsłuchać się w te nieprzyjemne emocje, w ten lęk, strach, nieufność, a nie próbować je zagłuszać poprawiaczami nastroju. Każdy się czegoś boi, każdy się czegoś wstydzi. Nie ma sensu udawać, że jesteśmy nieskazitelni, ze stali, idealni. Ideały nie pociągają. Ideały często odstraszają właśnie przez to, że są takie idealne. Przy ludziach idealnych czujemy się upokorzeni swoją grzesznością, sądząc "kurczę, ja nigdy taki nie będę, on jest taki doskonały..." A przecież nikt z nas nie jest doskonały tylko Bóg. I nie ma sensu porównywać się z innymi, bo każdy z nas ma indywidualną, dostosowaną do naszych potrzeb i umiejętności, drogę prowadzącą do nieba. I czasem dobrze jest przyznać się do błędu, słabości, zejść z tego marmurowego piedestału świętości, na który już samych siebie wynieśliśmy i po prostu być sobą.
Dobrze jest też poobserwować samych siebie, zobaczyć, jak zachowujemy się, kiedy jesteśmy zupełnie sami. Ktoś kiedyś mądrze powiedział, że człowiek jest taki, jaki rano wstaje. Czy od razu narzekam? Czy robię znak krzyża? Czy jestem smutny, zły, wesoły? Czy wstaję ochoczo, czy może długo leżę w łóżku i przedłużam drzemkę w telefonie? Jak spędzam wieczory? Czy gapię się w komputer? Czy ciągle mnie nie ma w domu, bo jestem u znajomych? W podróży? Na spacerze? Na siłowni, basenie, w kawiarni, we wspólnocie?
To niby takie banalne, ale właśnie to, jak organizujemy sobie wolny czas mówi nam, kim jesteśmy. Czasami w pracy nie mamy za bardzo wyboru i nie możemy pokazywać naszych prawdziwych twarzy - musimy się dostosowywać. Ale w domu - tam już maski opadają. Czy wtedy kłócę się z rodzicami, rodzeństwem? Czy cieszę się, że wracam do domu, czy może chcę wrócić jak najpóźniej albo wcale, żeby nie widzieć rozczarowanych twarzy swoich najbliższych?
Dobrze jest mieć kontakt z samym sobą, znać siebie, polubić siebie i opiekować się sobą. Innych ludzi chętnie wyprowadzilibyśmy z błędu, pomoglibyśmy im wyjść z trudnej sytuacji, a zapominamy o nas samych, że często to my tkwimy w błędzie i nie damy sobie pomóc. Na szczęście Pan Bóg zna nasze serca, nasze prawdziwe "ja" i dobija się do nas na różne sposoby - poprzez zdarzenia, jakie nam się przytrafiają, poprzez ludzi, poprzez nasze załamania, troski, trwogi. Trzeba tylko zaufać, że On wie co robi z naszym życiem, mimo, że my nic kompletnie z tego nie rozumiemy.