ŻYCIE - ZŁÓŻ BROŃ

dodane 22:00

Jak wielu, patrzę w ostatnich dniach na to, co dzieje się w mediach i wokół mnie, a dotyczy orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji eugenicznej. Patrzę i patrzę, i wcale się nie dziwię. Napiszę nawet więcej – rozumiem!

Przecież wiele zjawisk, które miały i mają miejsce na naszych oczach musiały spowodować takie, a nie inne konsekwencje. Jakie to zjawiska? Co działo się zanim doszliśmy do tego momentu w dziejach Państwa, Kościoła i społeczeństwa polskiego?

Po kolei, czyli polskie 3 x „W”:

Przez wieki doznawaliśmy ucisku i ograniczania swobód związanych z wolnością. Wobec tego, nie jest zaskakujące, że na początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku zachłysnęliśmy się nią. Zaczynając widzieć WOLNOŚĆ jako coś, co się nam słusznie należy, sprowadziliśmy ją do kategorii czystko ludzkich, zależnych i podporządkowanych człowiekowi. Powoli, na początku niepostrzeżenie, jednak zdecydowanie i krok po kroku, z każdym kolejnym serialem, reklamą, nie poddaną konstruktywnej krytyce napływającą ideą, zaczęliśmy ją rozmieć jako prawo do samostanowienia o sobie, przynależące się każdemu. Uwierzyliśmy, że KAŻDY MOŻE WSZYSTKO. Zapomnieliśmy jednocześnie o tym, że Słowo Boże przestrzega: Wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść (1 Kor 6,12).

Wraz z nową rzeczywistością, którą ostatecznie wywalczyliśmy trzydzieści lat temu, otrzymaliśmy MOŻLIWOŚĆ WYBORU. Przeszliśmy od dwóch sztuk wyrobu czekoladopodobnego na miesiąc, do prawie niemożliwej do policzenia ilości produktów czekoladowych. Od upragnionej, ale jedynej do osiągnięcia Pani Walewskiej czy Brutala do prawa wyboru spośród tysięcy produktów nieporównywalnie wyższej jakości. I chyba nie trzeba dalej wymieniać. Dzisiaj możemy wybierać właściwie wszystko: kraje, które chcemy odwiedzić; produkty, które chcemy spożyć; ubrania, które chcemy nosić czy samochody, którymi chcemy jeździć. Byłoby to całkiem przyjemne i dobre, gdyby nie to, że jednocześnie uwierzyliśmy, że WSZYSTKO MOŻEMY MIEĆ, a jeśli czegoś zapragniemy, to to nam się należy. Słowa Umiem cierpieć biedę, umiem i obfitować. Do wszystkich w ogóle warunków jestem zaprawiony: i być sytym, i głód cierpieć, obfitować i doznawać niedostatku (Flp 4,12) brzmią obco. 

Wraz z wolnością i wyborem zapukała do naszych drzwi WŁADZA. Już nie ta kojarząca się z MO czy innymi służbami w poprzedniej, jakże już niepamiętanej, podległej Polsce. Zapragnęliśmy władzy, a z czasem jej pragnienie przerodziło się w żądzę. Tak mocno przeniknęła do naszej świadomości myśl, że wszystko jest w naszych rękach, że nie jesteśmy w stanie przyjąć, że są rzeczywistości, które zależą od nas tylko pośrednio lub wcale od nas nie zależą. Stąd wszechogarniający społeczeństwo polskie bunt: jest dobrze, gdy jest tak, jak ja chcę; mam dobry humor, gdy dzień toczy się według mojego scenariusza; szanuję drugiego człowieka, ale pod warunkiem, że myśli tak samo jak ja itd. Najgorsze jednak jest to, że uwierzyliśmy, że mamy władzę także nad życiem. Zapomnieliśmy, że ono jednak ani od nas w pełni nie zależy, ani ostatecznie nie mamy nad nim władzy. Robimy, co możemy, by usunąć z naszych głów myśli o wieczności, a niektóre teksty biblijne brzmią dzisiaj wręcz złowrogo: Patrz! Kładę dziś przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście. Biorę dziś przeciwko wam na świadków niebo i ziemię, kładąc przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierajcie więc życie, abyście żyli wy i wasze potomstwo (Iz 30,15;19).

Skutki procesów, które zaszły, oglądamy dzisiaj, w tych dniach na własne oczy:

Wielu ludzi jest święcie przekonanych, że skoro są wolni i mają prawo wyboru, mają prawo do decydowania o życiu. Zapominają, że to właśnie życie, o którym chcą decydować, tak mało zależy od nich. Najczęściej te same osoby panicznie boją się własnej śmierci czy o życie bliskich członków rodziny. Dlaczego tak się dzieje? Człowiek próbuje dzierżyć w ręku władzę nad rzeczywistością życia, która mu się kompletnie nie przynależy – buty Pana Boga są dla nas za duże.

Życie jest święte, a jego prawdziwe źródło jest poza człowiekiem, jego wolą i władzą. Boleśnie przekonują się o tym pary, które nie mogą począć upragnionego dziecka. One wiedzą, że życie nie jest w ich rękach. Są i tacy, dla których życie stało się uprzedmiotowione – skoro mam władzę, to ja decyduję o tym, czego chcę, bo wszystko mogę. Wielu ludzi sądzi, że ma prawo decydować, bo uwierzyli, że sami kierują swoim życiem. Samostanowienie rządzi się zasadą: skoro ja o wszystkim decyduję, to ja jestem bogiem, skoro jestem bogiem, to wszystko zależy od moich decyzji – taka jest logika dzisiejszego świata.

Możliwość wyboru doprowadziła także do tego, że człowiek myśli, że może wybrać sobie: czas na dziecko, „rodzaj” dziecka, kolor jego włosów czy oczu, nie mówiąc o tak istotnych kwestiach jak kondycja zdrowotna. Prawo do wyboru stawia się ponad wszystko – więzy krwi, miłość, a także ponad zdrowy rozsądek. Nie pamiętamy bowiem już, że wybór śmierci ostatecznie się nie opłaca. Mechanizm, który przejmuje stery życia wielu osób jest prosty: nie chcą pamiętać, że istnieje wieczność i jednocześnie odsuwają od siebie prawdę o wartości życia oraz konsekwencjach wyboru śmierci. Liczy się tutaj i teraz: fajnie i miło się czuć, beztrosko przeżyć dzień, żeby mnie nie bolało i było wesoło. Dalsza perspektywa nie istnieje, poświęcenie nie ma sensu, a definicja miłości nie zawiera już w sobie podstawowych jej wykładników – bezinteresowności i poświęcenia.

Pomimo tej niezbyt optymistycznie brzmiącej analizy, rozumiem ludzi, którzy występują przeciwko życiu, nie potrafię ich odrzucić i osądzić. Nawet tych, którzy wtargnęli do kościołów z różnymi, nie do przyjęcia dla wierzącego, hasłami, czy tych, którzy w ostatnich dniach krzyczeli na placach wielu polskich miast. Tak, naprawdę ich rozumiem! Raczej pytam siebie i Kościoła: Czy tym ludziom ktoś głosił? Czy te krzyczące kobiety i oburzeni mężczyźni słyszeli orędzie Dobrej Nowiny? Czy ktoś z wierzących pochylił się nad przyczynami ich buntu? Ci ludzie występujący przeciwko życiu to też życie! Wiele lat temu, dzięki jednej z przeczytanych książek, dotarła do mnie ważna myśl: ludzie, robią różne rzeczy, ale zazwyczaj walczą o te, co do których są przekonani, że są słuszne. Przecież nawet ci, którzy zabili Jezusa byli przekonani, że robią dobrze.

Żądający wyroku „tylko” bronili prawa, które sami uznawali za słuszne.

Wydający werdykt „tylko” liczyli się z uwarunkowaniami politycznymi.

Wykonawcy wyroku „tylko” wykonywali swoją pracę.

Wiem, że także dzisiaj każdy, kto nie poznał Boga, nie doświadczył Jego miłości, nie uwierzył w Jego Syna prawdopodobnie też wierzy, że występując przeciwko nienarodzonemu życiu, „tylko” realizuje prawo do wolności, „tylko” dokonuje przysługującego mu wyboru i „tylko” korzysta z władzy nad „swoim” własnym życiem.

Co z tym zrobić? Nadal bronić niewinnego życia i jego praw. To nasz obowiązek! Jednak jednocześnie koniecznie trzeba podjąć wytężoną modlitwę i refleksję nad nieodrobionymi zadaniami Kościoła: ewangelizacją, która jest jego podstawowym zadaniem, wymiarem ludzkim i wspólnotowym – troską o życie obarczone niepełnosprawnością, rodziny w potrzebie, formację wiernych ku wspólnotowości i odpowiedzialności za siebie nawzajem. To, co dotąd zrobiło wielu ludzi Kościoła i niektóre powołane przez niego instytucje, zasługuje na uznanie, ale jak widać, chociażby na załączonych w mediach obrazach, jest kompletnie niewystarczające. Jest niewystarczające, bo działania te są odosobnione i podejmowane tylko przez jednostki.

Przestańmy więc, my wierzący w Jezusa, oceniać i wydawać sądy, zacznijmy rozumieć, a z tego rozumienia niech zrodzi się jedyne słuszne działanie – głoszenie Ewangelii wszystkim ludziom (por. Mk 16,15). Ona bowiem jest lekarstwem, zmienia priorytety i rozumienie miłości, tylko ona może naprawdę i dogłębnie zmienić ukutą przez lata mentalność współczesnego człowieka. Przechodząc do konkretu: tylko Jezus, żywe Słowo Ojca, może zmienić sposób myślenia ludzi, którzy dzisiaj są święcie przekonani, że w imię wolności, mają prawo zniszczyć niewinne, święte, choć chore i słabe, życie. Przestańmy się już dziwić i oburzać na tych, którzy myślą inaczej, bo szczerze mówiąc, ciągle i wszystkim oburzonych chrześcijan mam już dosyć. Zacznijmy w końcu ewangelizować cierpiący z powodu grzechu świat!

https://www.facebook.com/marzena.pietroszek

Mój Twitter

Ostatnio dodane

Bądź na bieżąco