LIBAN [4]: TONY
dodane 2022-10-17 21:45
Piękny, gorący i słoneczny dzień. Dolina Bekaa rozciągająca się pomiędzy górami Libanu a pasmem Antylibanu. Kościół pw. Matki Bożej z Bechouat, a dokładnie mały plac przed wejściem do niego. To tło poruszającego spotkania i niezwykłego świadectwa.
Właśnie tam, dosłownie o krok od wejścia do kościoła, było nam dane poznać Libańczyka o imieniu Tony. Spotkanie zaczęło się w niezwykły sposób. To Tony zauważył jednego z naszych maronickich przyjaciół, z którym przyjechaliśmy do Bechouat, trzymającego w rękach książkę nt. historii miejsca i cudów przypisywanych Matce Bożej z Bechouat. Bez żadnych oficjalnych wstępów zapytał go: „Wiesz, że w tej książce to ja jestem tutaj na tym zdjęciu”? Tak zaczęła się opowieść o życiu i chorobie Tony’ego, wyproszonym w Bechouat cudzie uzdrowienia, a także o tym, jak żyje obecnie.
Tony, z pochodzenia Libańczyk, dobrze sytuowany, mieszkający już wtedy w Ameryce – jak sam opowiedział – zachorował na bardzo rzadką chorobę o podłożu neurologicznym. Dowiedział się o niej 7 miesięcy po swoim ślubie. Choroba ta szybko zrujnowała jego zdrowie (wzrok, układ ruchu). Zresztą na chorobę tę dotąd nie istnieje skuteczne lekarstwo... Lekarze próbowali jedynie spowalniać jej rozwój, ale i tak nieuchronne było ciagle pogarszanie się stanu zdrowia mężczyzny. Leczył się nawet w Stanach Zjednoczonych – jak sam podkreślał, było go na to stać, prowadził świetnie prosperującą firmę. Tym bardziej, kiedy dotarło do niego, że nic więcej nie może zrobić, zaczął popadać w coraz głębsze przeświadczenie o bezsensie swojego obarczonego cierpieniem życia. Czuł się jak wrak człowieka. W takim stanie, wskutek spotkania z pewnym tajemniczym mężczyzną, mocno przynaglany przez niego, trafił do Bechouat, tuż przed figurę Maryi czczonej w tym miejscu. Stojąc tam, z powrotem w swoich rodzinnych stronach, będąc w stanie bezsilności i rozpaczy, pomodlił się krótko: „Albo mnie uzdrów, albo mnie stąd zabierz; nie dam rady już dłużej tak żyć!”. Wychodząc z kościoła przeżył moment kompletnej konsternacji – zorientował się, że nagle jego problem z widzeniem zniknął. W mgnieniu oka zaczął widzieć jak przed zachorowaniem. Jak sam opisywał, stało się to w miejscu, w którym spotkał naszego przyjaciela z książką, w której, między innymi świadectwami, znajduje się opis cudu, którego doświadczył.
W tym miejscu pozwolę sobie skrócić niezwykłą opowieść Tony’ego, do którego kolejno docierało, że wszystkie objawy choroby ustąpiły. Po powrocie do Ameryki został poddany serii badań szerokiego grona ekspertów z zakresu medycyny, którzy próbowali dociec, co wpłynęło na wyleczenie człowieka, który przecież zapadł na nieuleczalną chorobę. Badano wszystko, nawet sposób odżywiania i tryb życia. Badania nie wykazały niczego, co mogłoby pomóc medycynie wyjaśnić uzdrowienie. Mężczyzna, choć minęło wiele lat, jest zdrowy. Zaświadcza jednocześnie o przewartościowaniu życia. Mówi wprost o tym, że po dwóch latach od zachłyśnięcia się szczęściem z powodu otrzymanej łaski uzdrowienia, znów zaczął prowadzić biznes. Jednak – jak sam zaznacza – nigdy nie wrócił do mentalności światowej, w której był zanurzony przed zachorowaniem. Pieniądze, do dziś, traktuje jak rzecz służebną i trzeciorzędną. Jednocześnie cały czas jest człowiekiem silnej wiary i świadectwa, czego zresztą sami doświadczyliśmy. Gdy go spotkaliśmy, Tony tylko odwiedzał Liban... Towarzyszył mu mężczyzna, który blisko współpracował z Matką Teresą z Kalkuty. Jego także poznaliśmy w Bechouat.
Takich i podobnych niezwykłości jak wyżej opisana, doświadczaliśmy w Libanie na każdym kroku. Osobiście twierdzę, że to dlatego, iż kraj ten jest przeniknięty Bożą obecnością, a nie da się ukryć, że myśmy jej szukali. Bechouat to miejsce niezwykłe, tutaj cudów doświadczają nie tylko chrześcijanie. Znane są przypadki cudów wśród muzułmanów, którzy również odwiedzają to miejsce. Cóż... Bóg jest dobry dla każdego; Bóg jest dobry przez cały czas. Czy istnieje jakieś inne wyjaśnienie cudu Tony’ego i naszego spotkania z nim?