SKRYTYKUJMY PAPIEŻA!

dodane 16:50

W związku z wojną w Ukrainie pojawiło się ostatnio wiele głosów otwarcie krytykujących papieża Franciszka i dyplomację watykańską. Wszystkie mają wspólny mianownik: niezgoda na sposób prowadzenia dialogu i reagowania wobec agresora, tj. władz rosyjskich oraz Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego, którego zwierzchnik, patriarcha Cyryl otwarcie wspiera i autoryzuje działania wojenne.

Ze względu na charakter i specyfikę wszelkich działań dyplomatycznych krytyka słów i reakcji Papieża oraz dyplomacji watykańskiej jest na pewno przedwczesna. Uprawnienie do krytyki przychodzi bowiem wraz z posiadaną dogłębną wiedzą, której, musimy to uznać, jako zwykli obywatele nie posiadamy. Nie wiemy, jak wyglądają rozmowy w kuluarach, co się dzieje poza zasięgiem wzroku mediów, nie znamy rzeczywistego przebiegu wydarzeń na szczeblu decyzyjno-doradczym. Wyobrażenie, że to, co widać na ekranie monitora czy telewizora jest wszystkim, co się dzieje i ma miejsce, jest najzwyczajniej infantylne. Wiele „autorytetów medialnych” zachowuje się tak, jakby wierzyło, że treścią rozmowy papieża Franciszka z patriarchą Cyrylem było tylko to, co otrzymuje do wiadomości opinia publiczna. Tymczasem wystarczy wyobrazić sobie rozmowy na poważne tematy podejmowane przez rodziców – czy wszystko o czym rozmawiali, od a do z, przekazują oni później swoim dzieciom? Więcej, tak naprawdę musimy też uznać, że nie mamy wiedzy o realnym zagrożeniu. Papież i jego dyplomacja na pewno posiada nieporównywalnie lepszy ogląd sytuacji niż którykolwiek z domorosłych krytyków, którzy zazwyczaj wojnę oglądali jedynie na obrazkach. Co za tym idzie, w oparciu o informacje, które posiada, podejmuje działania. O co więc kruszyć kopie i samemu przykładać rękę do eskalacji lęku i niepokoju wśród ludzi, rozsiewając krytyczne i budzące poczucie niepewności opinie? Wiadomym jest przecież, że tego typu tematy rozgrzewają do czerwoności. Strach w społeczeństwie rodzi się zaś, gdy do głosu dochodzą podejrzenia, że każdy jest wrogiem, nikomu nie można ufać i wszyscy zawiedli pokładane w nich zaufanie. Nawet Papież. 

Inny aspekt, który trzeba koniecznie wziąć pod uwagę, to rola Kościoła w rozwiązywaniu konfliktów, która w szczególny sposób uwidacznia się w czasie trwającej na terenie Ukrainy wojny. Wiadomym jest, że polityka uprawiana przez rządy poszczególnych krajów, to nie to samo co nawet najbardziej zinstytucjonalizowane działania Kościoła. Zadaniem organów państwowych zawsze będzie w pierwszej kolejności obrona własnego terytorium i interesów swoich obywateli. Z kolei zadaniem Kościoła, niezmiennie od dwóch tysięcy lat, jest dotarcie z przesłaniem Ewangelii do każdego człowieka i ochrona pokoju na całym świecie. Warto w obecnym czasie przypomnieć sobie, ile głosów oburzenia padło, skądinąd nieraz słuszne, na zaangażowanie Kościoła w politykę? Ile dezaprobaty wobec niego zostało wyrażonej w związku z niezgodą na jakiekolwiek przejawy tzw. sojuszu tronu z ołtarzem? Obecnie wiele osób zapomniało, o czym pisało czy mówiło jeszcze kilka tygodni temu. Na przekór fali krytyki Franciszka i działań Kościoła lepiej pomyśleć, co byłoby, gdyby Papież otwarcie zwrócił się przeciwko Rosji, a poszczególni kościelni dyplomaci zaczęli wypowiadać się w ostrych słowach, przyjmując wyraźny antyputinowski i antyrosyjski styl i taktykę? Pytam, kto w takiej sytuacji miałby prawo do prowadzenia mediacji, działań pokojowych? Czy pozostałby ktoś w tym ognistym sporze, kto nie mógłby być posądzony o stronniczość i zabezpieczanie partykularnych interesów? Czy Kościół byłby wtedy bardziej wiarygodny w świecie i został rzeczywiście uznany za narzędzie pokoju? Czy rzeczywiście słowa wypowiadane przez Franciszka niewyraźnie brzmią i relatywizują zło? Franciszek mówi, ale odnosi się nieodparte wrażenie, że trzeba chcieć go usłyszeć: W obliczu barbarzyństwa zabijania dzieci, niewinnych i bezbronnych cywilów żadne powody strategiczne się nie obronią: trzeba powstrzymać tę niedopuszczalną agresję zbrojną, zanim zamieni miasta w cmentarzyska. 

Argumentów za tym, by zamilknąć i poczekać z ferowaniem wyroków jest znacznie więcej. Prócz tych historycznych, które przynajmniej powinny przypominać, jak nieostrożnym był radykalny osąd działań papieża Piusa XII w czasie II Wojny Światowej czy jego stosunku do Żydów, są też inne. Wśród nich jest bezpieczeństwo i sytuacja katolików rosyjskich. Statystyki mówią, że stanowią oni zaledwie około pół procent społeczności rosyjskiej. Jednak, gdy mówimy o liczbach, to wiemy, że chodzi o 720 tysięcy konkretnych istnień ludzkich. Na szczęście dla nas możemy sobie tylko próbować wyobrazić sytuację i represje, które ich dotykają. Żyją bowiem w kraju, w którym autorytarny reżim polityczny w mgnieniu oka przekształca się w reżim totalitarny, a dodatkowo jest sprzężony z Rosyjską Cerkwią Prawosławną. Każdy, komu nie brakuje empatii i wyobraźni może się domyślić, że sytuacja tych osób jest znacznie gorsza niż wyznawców prawosławia, a w obliczu działań wojennych mogą być tymi, którzy są wysyłani na pierwszą linię frontu lub wykorzystywani w związku z prowadzoną wojną. Czyż Papież i dyplomacja mieliby o nich zapomnieć? Czyż wstawiając się za Ukrainą, mogą pominąć tych ludzi? Czy zestawienie tych faktów z informacjami o tym, że dwóch wysłanników papieskich złożyło wizytę w walczącej o wolność Ukrainie, nie mówi wszystkiego, co potrzebujemy wiedzieć, by trwać przy Papieżu na modlitwie za Ukrainę i Rosję? Czyż nie widzimy, że Papieżowi i watykańskim służbom nie chodzi o zabezpieczenie pokojowe wybranego przez nich obszaru, a walczą oni o pokój na świecie? Wreszcie czy słowa wypowiedziane przez głowę Kościoła nie mówią same za siebie: Panie Jezu Chryste, Synu Boży, błagamy Cię! Powstrzymaj rękę Kaina!? Mam nadzieję, że nie potrzebujemy, by wydano oświadczenie i napisano w nim drukowanymi literami, kto jest owym Kainem.

Warto się zatrzymać w pogoni za kolejnymi rewelacjami oraz bezkrytycznym przyjmowaniem każdej pojawiającej się opinii. Warto także poszukać autorytetów, które rzeczywiście nimi mogą być w danej kwestii, a nie tylko się nimi ogłaszają. Ilość lajków czy komentarzy niekoniecznie świadczy o tym, że treść, pod którą się pojawiają, jest wartościowa. Co najgorsze, wcale nie świadczą o tym, że jest zweryfikowana pod kątem najważniejszego kryterium informacyjnego, czyli prawdy. Pomyślmy, czy tak oczekiwana przez wielu ostra reakcja Kościoła nie przybliżyłaby jednego z najgorszych scenariuszy wydarzeń, tj. takiego, w którym bomby będą spadać gdziekolwiek oszołomiony imperialistycznymi zapędami Putin zapragnie. Jako chrześcijanie, katolicy zróbmy krok do tyłu, dajmy sobie czas i prawo do tego, że nie na każdy temat musimy mieć gotową i natychmiastową opinię. Zwłaszcza, gdy ma ona dotyczyć osoby, na której opiera się widzialna struktura Kościoła. 

Mój Twitter

Ostatnio dodane

Bądź na bieżąco