KRYZYS, KTÓRY JEST TWOJĄ SZANSĄ

dodane 21:35

Rutyna, zniechęcenie, poczucie braku sensu życia i motywacji do działania, jałowa modlitwa lub jej brak, stagnacja, zatrzymanie w rozwoju, deficyt nadziei w codzienności, wreszcie niezdolność do przyznania się do wiary i Jezusa przed otoczeniem. To wszystko symptomy kryzysu w życiu duchowym.

Jego źródło? Praprzyczyna? Trzeba zejść w głąb życia, zrobić kilka kroków pod powierzchnię codzienności – wtedy odpowiedź okaże się dość prosta, a ratunek na wyciągnięcie ręki. Co więc zrobić?

Ogłosić swoją bezsilność

Inaczej mówiąc, przyznać się przed samym sobą, że jest źle. Zrobić porządny rozrachunek z zawodów życiowych, nieosiągniętych celów, stanów wewnętrznych i samopoczucia oraz jakości modlitwy i życia duchowego. Niezgoda na sytuację, zło, marazm jest pierwszym krokiem do pokonania przeciwnika, który stoi za niespełnionym życiem. Sprzeciw, wobec tego, co wydaje się nie do pokonania, rozpoczyna się od nazwania swoich osobistych „złodziei” pokoju wewnętrznego i radości życia. W tym wypadku ucieczka nie osłabia wroga, a tego, który ucieka. Przestań więc uciekać i zatrzymaj się, nazwij trudności i ogłoś swoją bezsilność względem nich. Oczywiście to nie koniec, a początek drogi, jednak „Pan strzeże ludzi pełnych prostoty: byłem bezsilny, a On mię wybawił” (Ps 116,6).

Znaleźć punkt odniesienia

To, co ludzkie z natury jest zmienne. Człowiek potrafi się zniechęcić, zmienić zdanie, zacząć i nie skończyć, zawieść siebie i innych, pokochać i odkochać się. Wiele kryzysów powstaje na chorym fundamencie niestałości. Najistotniejszym, by znaleźć rozwiązanie, jest znalezienie punktu odniesienia, czyli tego co stałe, dające życie i poczucie bezpieczeństwa oraz decyzja, by się tego uchwycić. Brzmi nieziemsko? Owszem, bo logika podpowiada, że tego czegoś nie można znaleźć na świecie. Gdzie zatem szukać? Tylko u Boga, który jest naprawdę stały i nie ma w Nim cienia zmienności (por. Jk 1,17). Ponadto to On jest Ojcem, więc przyjść do Niego, to znaleźć ratunek: „Bóg jest dla nas ucieczką i mocą: łatwo znaleźć u Niego pomoc w trudnościach” (Ps 46,2). Wobec tak wspaniałomyślnej obietnicy nie bądź obojętny i nie zwlekaj z decyzją – idź do Ojca!

Przyjąć pomoc

Wszystko, co wymaga puszczenia się poręczy kontroli, ludzkich zabezpieczeń i zaufania, jest trudne. Wolna wola z jednej strony jest darem, z drugiej daje znać o sobie jako obciążenie, wyzwanie i odpowiedzialność. Każdy człowiek, na skutek jej niewłaściwego wykorzystania, to istota pełna sprzeczności: światłocieni wiary i niewiary, pragnień i zaprzeczania im, miłości i jej braku. I właśnie tutaj potrzebna jest aktywnie działająca wiara, która jest w stanie przeciwstawić się pokusie zasługi. Czyżby Bóg był tak dobry, by przyjść z pomocą i wyciągnąć rękę właśnie do mnie? Tymczasem „Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga” (Ef 2,8) – mówi słowo Boże. A Ty albo pomoc przyjmujesz, wyznając moc imienia Jezus, albo próbujesz ratować się sam. Pamiętaj jednak, że tylko to pierwsze gwarantuje sukces.

Drzwi do wyjścia z problemu

Przyjąć zbawienie to sedno chrześcijaństwa. Jednak pod żadnym pozorem nie wolno w tym miejscu zatrzymać się! Trzeba przyjąć dar Zmartwychwstałego – dokładnie tak, jak zrobili to Jego uczniowie. Będąc naocznymi świadkami Paschy, zanim przyjęli osobę Ducha Świętego, tkwili w totalnym kryzysie: przestraszeni, zamknięci, niezdolni do wyznawania wiary w moc Jezusa i do działania. Tak dzieje się z każdym wierzącym, który nie przeżył swojej osobistej Pięćdziesiątnicy lub zapomniał o tym, że jest ona motorem i siłą w codzienności. Jeśli tkwisz po uszy w trudnościach, zapytaj siebie o swoją relację z Duchem Świętym – na ile poważnie przyjąłeś słowa Jezusa: „(…) gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi” (Dz 1,8)?

Jeśli nie znasz Ducha Świętego, nie modlisz do Niego i nie oczekujesz z tęsknotą Jego obecności i działania, kryzys jest twoim gościem lub stoi u drzwi, stając się jednocześnie wymownym znakiem. Przeżywane trudności wskazują na to, że najwyższy czas, by zacząć Go wzywać. Tak normalnie, po prostu wołać: Przyjdź, Duchu Święty! Zobaczysz, że tam, gdzie wchodzi On, tam kryzys wychodzi w popłochu tylnymi drzwiami.

Kiedy w 2009 roku, pośród zmagań wewnętrznych, świadomie poddałam Mu swoje życie, On zainicjował mnóstwo zmian i wielki, nie znany mi wcześniej, dynamizm wiary i działania. Dzisiaj mogę cię tylko zapewnić, że warto Mu zaufać, bowiem kryzys to deficyt w relacji z Duchem Świętym, a zarazem twoja wielka szansa. Nie zaprzepaść jej!

A o tym, co Duch Święty zrobił z moim życiem innym razem, bo to temat na całkiem osobną opowieść…

https://www.facebook.com/marzena.pietroszek/

Mój Twitter

Ostatnio dodane

Bądź na bieżąco