PATRZĘ I CO WIDZĘ?
dodane 2021-03-30 19:40
Większość spraw idzie źle. Prognozy na przyszłość są mało optymistyczne. Pandemia przybiera na sile. Niejeden drży ze strachu na myśl o tym, co będzie. Coraz więcej osób płacze nad grobami swoich bliskich, a Kościół jakby drży w posadach...
Jeszcze rok temu taki wstęp można byłoby opatrzyć komentarzem: czarnowidztwo i skrajny pesymizm. Dzisiaj mało osób będzie z nim dyskutować, a chyba każdy przyzna, że mogłoby być lepiej.
Jakby na przekór temu co się dzieje, wszyscy, cały Kościół, ale i świat – choć on o tym nie wie, idziemy w kierunku Paschy Jezusa i jesteśmy od niej o jeden mały krok. Ona natomiast odpowiada na trudne pytania, uspokaja, daje nadzieję i krzyczy o życiu pomimo śmierci.
Pandemia pod krzyżem
Kiedy to się skończy? To pytanie zadają już nawet dzieci. Utrudzenie, zniecierpliwienie, zmęczenie dotyka praktycznie każdego, choć na różnych poziomach. Nie dodaje optymizmu fakt, że większa część społeczeństwa w ostatnim czasie doświadczyła jakiejś formy straty: rozłąki, skutków choroby czy śmierci bliskich, rezygnacji z dotychczasowego stylu życia czy zmiany poziomu życia o podłożu ekonomicznym. Na próżno szukać ukojenia w najnowszych doniesieniach medialnych, które roją się od obrazów przepełnionych szpitali oraz tragicznych statystyk. Gdzie więc go znaleźć? Najlepiej w miejscu, na które skierowane są w tych dniach oczy wszystkich chrześcijan, tj. przy krzyżu Jezusa. Golgota unaocznia sytuację człowieka, zwłaszcza w obliczu cierpienia, bólu czy straty. Tymczasem nie ma żadnego cierpienia spowodowanego pandemią, które nie zostałoby zaniesione dwa tysiące lat temu przez Jezusa na krzyż. Wszystko cokolwiek przeżywa w tych dniach pojedynczy, naznaczony covid-em człowiek, przeżył Jezus: ból fizyczny i psychiczny, strach, poniżenie, osamotnienie, a na końcu śmierć. Nie była to jednak ofiara dla ofiary czy cierpienie dla cierpienia. To była ofiara dla życia i dlatego ma sens w 2021 roku i aż do końca dziejów. Jedynym, co powoduje, że tego nie widzimy jest brak wiary. On sytuuje śmierć Jezusa w zamierzchłej przeszłości, podpowiada, że to wydarzenie bez znaczenia i wpływu na codzienność. Tymczasem prawda jest inna: „…On się obarczył naszym cierpieniem, On dźwigał nasze boleści, a myśmy Go za skazańca uznali, chłostanego przez Boga i zdeptanego. Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie” (Iz 53,4-5).
Złota rada? Spróbuj podnieść wzrok, popatrz nie tylko oczami, ale i sercem, zobacz krzyż Jezusa jako miejsce zwycięstwa, które tylko z pozoru wygląda jak miejsce klęski i uwierz, że On umarł na nim zamiast ciebie, twojego chorego członka rodziny czy zmarłego niedawno ważnego dla ciebie człowieka. Ty i każda z tych osób jesteście przeznaczeni do życia, a problemy są przejściowe. Kiedyś, dzięki Jezusowi, każde z twoich strapień osiągnie swój kres, a życie zatryumfuje. Jednak ważna jest perspektywa, z której spoglądasz na erę pandemii dzisiaj. Czy jest nią tylko życie tu i teraz czy wierzysz, że istnieje życie wieczne. Z perspektywy wiary doświadczane zło ma początek i koniec, twoje życie zaś wykracza poza doczesność. Więcej, dopiero poza nią osiąga swój cel. Ostatecznie to, jak żyjesz i co myślisz w kontekście pandemii, zależy od perspektywy i kierunku, w którym spoglądasz. Patrz więc na krzyż Jezusa, bo to jedyny właściwy kierunek.
Kościół w grobie
Jak czują się dzisiaj ci, którzy patrzą na sytuację Kościoła Katolickiego i dostrzegają coraz to nowe fakty, świadczące już nie tylko o jego słabościach, ale zgniliźnie trawiącego go grzechu? Zazwyczaj czują złość, rozczarowanie, smutek. Część z nich przeżywa kolejne doniesienia jako porażkę lub powód, by dać sobie spokój z traktowaniem go na poważnie. Inni mówią jasno: mamy dosyć kłamstwa, pięknych, ale nic nieznaczących słów, jawnych kpin z przesłania Ewangelii oraz uzurpowania sobie władzy przez samozwańczych książąt. Wszyscy mają pretekst do krytyki, ale jednocześnie także wybór, by zobaczyć prawdę o Kościele. A jaka jest prawda o nim? Opierając się na Biblii, każdy odkryje, że taka: Kościół to ty, ja i biskup „x”; istnieje „tylko” po to, by zaprowadzić lud Boży do nieba; karmi się miłością, a oddycha prawdą, bez nich zamiera; istnieje i będzie istniał, bo: „On jest Głową Ciała - Kościoła. On jest Początkiem, Pierworodnym spośród umarłych, aby sam zyskał pierwszeństwo we wszystkim” (Kol 1,18). Zrozumiałe jest, że oddzielając Głowę od reszty członków, widzimy w Kościele gnijącego trupa. Jednak patrząc na niego w całości, czyli widząc go takim, jakim jest, rodzi się w nas miłość pomimo jego niewierności i szacunek pomimo grzeszności. Owszem, wiele sytuacji wskazuje na grzech, rozminięcie się z celem i brak uznania władzy Tego, który stoi na jego czele, czyli Jezusa. Jednak dla katolika, który pozostaje nie tylko religijny, ale jest przede wszystkim biblijny Kościół był, jest i będzie dobrem, drogą do zbawienia, weryfikatorem prawdy i najlepszym środowiskiem dla rozwoju wiary.
Co możesz zrobić? Wychyl się poza dotychczasowe ramy, odważ się spojrzeć do grobu, w którym wydaje się leżeć Kościół i zobacz, że go tam nie ma! Kościół jest w drodze, obecny jej etap wiedzie przez ciernie i osty, które sam wcześniej zasiał, ale jego Głowa prowadzi go do bezpiecznego wyjścia, a wybawienie jest pewne. Patrząc na Jezusa, który stoi na czele Kościoła i sprawuje władzę, jesteś w stanie w nim trwać na dobre i złe. Tak ustawiając akcenty, zobaczysz, że jakby z automatu należysz do grona tych, którzy się „nie wypisują” ani nigdzie nie wybierają, ale walczą z perspektywy pustego grobu, która jest perspektywą triumfujących zwycięzców. Zatem w obliczu trwającego oczyszczenia Kościoła koniecznie patrz na Głowę i kieruj się głową.
Zwykłe-niezwykłe życie
Monotonia i kierat codzienności, zmęczenie, małe konflikty urastające do rangi wielkich oraz te ogromne, od których chce się już tylko uciekać, niezrozumienie, brak poczucia bycia akceptowanym, kochanym, troska o dzieci sprawiające kłopoty, niepokój wewnętrzny, lęki, smutek, a nawet depresja. Niejeden utożsami się ze sporą częścią wymienionych stanów i przyzna, że spędzają mu sen z powiek. Przyczyn i kontekstów można byłoby znaleźć tyle, ile osób zmagających się z nimi. Co z nimi począć? Jak żyć, by to wszystko przeżyć? Znów podobnie, jak w dwóch wyżej przedstawionych aspektach (pandemicznym i kościelnym) – patrzyć w odpowiednim kierunku, koncentrując się na tym, co najważniejsze. Człowiek wierzący, codziennie, kluczy pomiędzy wyborami, dotyczącymi rzeczy ważnych i tym, który jest najważniejszy. Do ważnych należą wszystkie sprawy rodzinne, relacyjne, egzystencjalne, bytowe, zdrowotne, edukacyjne itd. Tylko jedna natomiast – sprawa wiary - jest najważniejsza. Ona pozostaje wyzwaniem na każdy dzień życia i sprowadza się, szczególnie w nadchodzących dniach, do odpowiedzi na dwa proste pytania zadane jedno po drugim: Czy wierzę, że Jezus zmartwychwstał i żyje dokładnie w chwili, w której stawiam sobie to pytanie? Co fakt zmartwychwstania Jezusa oznacza dla mnie w mojej sytuacji życiowej, dzisiaj? Dlaczego szczera odpowiedź na nie jest tak fundamentalna? Bo od niej zależy twoja pozycja względem trudności, porażek życiowych, a nawet tragedii – albo leżysz rozłożony na łopatki, one przygniatają cię do ziemi aż do utraty tchu, spoglądają nienawistnie w twoje przerażone oczy i mówią ci: „o przegrany, nie masz szans”, albo ty patrzysz na nie z góry, widzisz je jako oznaczone dwoma punktami, o nazwie początek i koniec, na osi czasu twojego życia i pomimo wszystko masz w sobie nadzieję.
Co na to wiara? Ona to delikatnie i miarowo, to z impetem szaleńca, przypomina ci, że Jezus naprawdę zwyciężył, a zło jest pokonane. Wobec tak ukierunkowanej wiary uświadamiasz sobie, że jego oddziaływanie na ciebie jest czasowe a słowo Boże aktualne. W ten oto sposób wpuszczasz w codzienność Boga – Jezusa i możesz odpowiedzieć nie tylko sobie, ale i innym szamoczącym się pośród trudności słowami z Biblii: „Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał” (Łk 24,5). Tylko w ten sposób potrafisz iść do przodu pomimo przeszkód i cieszyć się życiem pomimo trudności. W otaczającym cię szaleństwie pojawia się jedyna skuteczna metoda, a ty możesz przyjąć ją jako swoją. Jej imię brzmi Jezus.
Jeśli dotarłeś aż tak daleko, czytając ten tekst, możesz zdecydowanie i na głos powiedzieć do siebie i do demonów twojej codzienności: skoro Jezus zmartwychwstał to wszystko, moje kłopoty i udręki, grzechy i słabości, pragnienia i nigdy niespełnione oczekiwania opromienione są Jego niezmiennym blaskiem. W Jego obecności nawet dramaty mają pozytywne zakończenie, a z Jego światłem mrok nie ma żadnych szans.
Prawda jest taka, że na co patrzysz, to widzisz. Na czym się koncentrujesz, tym żyjesz. Patrz więc na Jezusa i koncentruj się na Nim. Zobacz, że On żyje i też żyj!