MAMO, „WYCZILUJ”

dodane 20:00

Wkurzam się, kiedy krzyż Jezusa, Jego męka i cierpienie bywa obiektem kiczowatych memów, którymi „obrzucają” się podczas Świąt niektórzy chrześcijanie. 

Wkurzam się, gdy Jezus jest traktowany niczym kumpel z boiska. Wkurzam się, a moje wkurzenie sięga zenitu, gdy w ten sposób zachowują się ludzie, którzy sami siebie postrzegają jako nawróconych, a do tego są odpowiedzialni za formację wiernych w Kościele. Odnosi się wrażenie jakby na rzecz chwilowej „radości”, w czasie, gdy spoglądają na pseudozabawny żarcik, zapominali, że Jezus umarł na krzyżu nie tylko za, ale zamiast każdego z nich. 

Tłumaczenie się wymogami popkultury na nic się nie przyda - nigdzie w Ewangelii nie udaje się znaleźć przykładu, by uczniowie Jezusa, tj. pierwsi po Jezusie ewangelizatorzy, choćby na moment, zapomnieli czym była Jego męka, a tym bardziej pozwalali na żarty z niej. Przeciwnie, z każdej karty Nowego Testamentu odwołującej się do krzyża Jezusa, płynie bezkresny szacunek, cześć i wdzięczność wobec Zbawiciela. Nie sposób też przyjąć, że taki styl bycia u chrześcijan ukazuje radość zmartwychwstania – raczej jest kompletnym niezrozumieniem tajemnicy zbawienia. Niezgoda na takie odniesienie do paschalnego misterium, sama w sobie, nie ma także nic z nadmiernej koncentracji na krzyżu zamiast na zmartwychwstaniu Jezusa - zmartwychwstanie nigdy nie uprawomocniło żartów z krzyża. Przeciwnie!

Także w kontekście obrony krzyża, na różnych polach życia społecznego, wypadamy co najmniej śmiesznie, jeśli w przestrzeni rozrywki pozwalamy sobie na niewybredne żarty z Tego, w którego imieniu głosimy zbawienie światu. Zakrywanie się “chrześcijańskimi żartami”, które stawiają Boga w jednym szeregu ze zwykłymi, już zwyczajowymi, tematami żartów i twierdzenie, że są one sposobami docierania do ludzi młodych (z taką argumentacją się spotkałam), jest kompletnie nieprzekonujące. Czym młodzież miałaby zasłużyć sobie, by Ewangelię podawać jej w formie zinfantylizowanej papki i płytkich, niby śmiesznych obrazów, które pozbawiają ją głębi i odzierają z sedna jej przesłania? Dlaczego prawda ma być przekazywana jakby na niby? Stawiam konkretne pytanie: Jak młodzi mają uwierzyć w Jezusa jako Boga wszechmocnego, który ma moc uratować im życie, jeśli część chrześcijańskiej popkultury ukazuje im Go jako, niczym nie różniącego się od nich, „fajnego gościa”? Przecież oni potrzebują, tak samo jak dzieci, ludzie w średnim wieku i staruszkowie, spotkania z prawdziwym Jezusem, a ten wyłania się z przesłania biblijnego jako Zbawiciel i Pan. Nie bagatelizując nowych form przekazu, a także nie biorąc pod uwagę tych, które nie przekraczają granicy dobrego smaku, bo takie też bywają, te które umniejszają cierpieniu i władzy Jezusa oraz pokazują Go jako „zwykłego faceta”, nie zasługują na uznanie i propagowanie, ale krytykę i odrzucenie. 

Przyznam, że na jeden z takich memów, który, niestety, został zamieszczony na Facebook’u na profilu osoby stanu duchownego, zareagowałam, wyrażając swoją niezgodę wobec obrazu, na którym Jezus opowiada zgromadzonym wokół Niego ludziom jak poradził Maryi, by „wyczilowała”, bo On wróci za trzy dni. W prywatnie przekazanej mi informacji zwrotnej, otrzymałam rozbudowany elaborat podzielony na kilkanaście wiadomości, z którego dowiedziałam się, że moja reakcja jest związana z osiągniętym przeze mnie wiekiem, że powinnam się przenieść z Twittera na Instagrama, by zrozumieć czym żyje młodzież, zaproponowano mi także „trochę luzu i otwartości na nową ewangelizację” oraz zasugerowano bycie osobą zamkniętą. Jednocześnie, co przedziwne i nie znajdujące podstaw, zastałam zaklasyfikowana do grupy ludzi, którzy rozumieją i akceptują prowokujące malarstwo, ale nie chcą zrozumieć motywujących do wiary memów (?). 

W taki oto sposób pozostałam w Poniedziałek Wielkanocny z opuszczonymi rękami, ale jednocześnie z jeszcze większą pewnością, że droga do świętowania zmartwychwstania i prawdziwej radości z niego płynącej, zaczyna się w Wielkim Poście, a jej punktem krytycznym jest doświadczenie Wielkiego Piątku i uznanie, że cierpienie i hańba krzyża wydarzyła się z powodu każdego śmiertelnika. Prawdziwa radość zaś pojawia się tam, gdzie uznaje się, że to potworne cierpienie, którego doświadczył Jezus, zdarzyło się przeze mnie, dla mnie i zamiast mnie. Dopiero bezpośrednie odniesienie tych wydarzeń do sobie powoduje, że jestem w stanie mieć rzeczywisty, i właściwy w tym kontekście, respekt wobec Jezusa. 

Nie jest więc tylko w złym smaku „bawienie się” tego typu żartami. Taka postawa odkrywa lukę w duchowości człowieka, która dotyka przeżycia i przyjęcia, że istnieje osoba która była torturowana i zabita zamiast mnie i to się naprawdę, w określonej dacie i godzinie, wydarzyło. Jednocześnie ja jestem tym właściwym człowiekiem, który na tę karę zasługiwał. Pytam, wobec tego, czy gdyby śmierć za kogokolwiek poniósł inny, zwykły człowiek ktoś ośmieliłby się żartować? Czy gdyby pojawił się tego typu mem z Maksymilianem Kolbe czy innych męczennikiem w roli głównej, to ktoś ośmieliłby się beztrosko śmiać? Jak to jest, że żarty z Jezusa czy traktowanie Go jak kumpla, tak łatwo przychodzą i często nie pobudzają do przemyśleń? 

Jezus dał nam prawo do bliskości, zażyłości, a nawet braterskiej relacji z Nim, ale nigdzie w Ewangelii nie odnajdziemy prawa, by traktować Go bez należnego Mu szacunku. Nie chodzi zatem o podchodzenie do Niego z lękiem – w żaden sposób!  Słowo Boże wręcz zachęca i nawołuje: „Przybliżmy się więc z ufnością do tronu łaski, abyśmy otrzymali miłosierdzie i znaleźli łaskę dla [uzyskania] pomocy w stosownej chwili” (Hbr 4,16). Jezus to Król, do którego mamy prawo zbliżać się codziennie dzięki Jego krzyżowi, ale pamiętając, że Nim naprawdę jest i zasiada na tronie, a to z kolei rodzi potrzebę, by oddawać Mu honor i cześć.

Stąd właśnie wypływa ze mnie przekonanie, że wszelkie żarty z Jezusa i Jego krzyża powinny okryć rumieńcem wstydu wierzących, którzy te żarty produkują, rozpowszechniają i się nimi bawią. Ich radość ma się tak do radości zmartwychwstania - według mnie - jak przysłowiowa pięść do nosa.

Rozmyślając, przeżywając z Kościołem okres paschalny i modląc się, pytam w przedstawionym kontekście Jezusa: Jezu, a Ciebie to nie wkurza? Pozwalasz, by Cię tak traktowano? Jezu, co Ty na to? Mój kochany Jezu... I jedyna odpowiedź, którą odnajduje to ta, że On znów, tak jak i patrzył z krzyża, patrzy z miłością i czeka na ludzki odruch serca wobec Niego oraz wobec tego, co wydarzyło się na krzyżu. O tym chcę pamiętać, gdy celebruję Jego zmartwychwstanie, a także gdy korzystam z rozrywki i spędzam wolny czas. A Ty? Co Ty na to?

https://www.facebook.com/marzena.pietroszek

Mój Twitter

Ostatnio dodane

Bądź na bieżąco