SPÓR O LITURGIĘ: KOŚCIÓŁ MÓJ, TWÓJ CZY NASZ?
dodane 2021-07-20 18:30
Przez media, i nie tylko, przetacza się swoista batalia. Nie jest ona tylko zła i destrukcyjna, choć tak mogłoby się wydawać. Przeciwnie, jest kolejną szansą do nawrócenia się tych, którzy tego potrzebują.
A kto potrzebuje nawrócenia? Odpowiedź powinna być dla każdego wierzącego oczywista. Wszyscy: wierni Kościoła, każdy człowiek, wszyscy ludzie. Potrzebują go zafascynowani liturgią przedsoborową oraz ci, którzy nie mają z nią nic wspólnego. Potrzebują go zarówno zakochani w tradycji oraz ci, którym serce rwie się do tego, co nowe. Problem tkwi w tym, by chcieć to uznać oraz precyzyjnie, w Duchu Świętym, określić przestrzeń tegoż nawrócenia.
Nie miałoby sensu, by tracić czas i siły na wyszukiwanie kolejnych argumentów za czy przeciw którejś z opcji. Wiele analiz zachodzących zjawisk można znaleźć w mediach. Warto jednak wskazać na fakty, którym trudno zaprzeczyć.
Pierwszy fakt
Żaden konflikt, rozłam nie pochodzi od Ducha Świętego, a obecna sytuacja nie jest nowa. Pęknięcie wewnątrz Kościoła nastąpiło całe dziesięciolecia wcześniej. Zanim rozpoczął się Sobór Watykański II wielu wyrażało opinie i zastrzeżenia co do jego zasadności, widoczny był sprzeciw na wielu poziomach. Ostatecznie oś niezgody ukształtowała się i w jej skład weszły głównie koncepcje dotyczące ekumenizmu, liturgii i wizji Kościoła. Późniejszy okres przyniósł tylko ich rozwój. W ostatnich latach wyraźnie widoczny był napór ze strony środowisk konserwatywnych, coraz śmielej wyrażających swoje zarzuty i żądania. Jednocześnie, patrząc „z dołu”, trudno było dostrzec jakiekolwiek zorganizowane, przemyślane i sensowne działania podejmowane „z góry”. Centrum „dialogu” stał się internet, który w rzeczywistości, aż dotąd, jest miejscem połajanek, niekończących się dysput, które nie przynoszą żadnych konstruktywnych rozwiązań ani porozumienia. Odwrotnie, prowadzą do coraz większego zaognienia konfliktu. Odnosząc się do rzeczywistości polskiej, można stwierdzić, że głos ze strony Kościoła instytucjonalnego albo nie został usłyszany, albo w ogóle go nie było. Zatem krwawy, internetowy plac boju został zdominowany przez świeckich, przy udziale tylko niektórych duchownych – tych, którzy mieli odwagę wypowiadać się w swoim imieniu lub byli żywo zainteresowani przebiegiem sporu. Głos, który mógł ostudzić zapędy niektórych, uciszyć niepokoje wielu, jednym słowem być kołem ratunkowym dla walczących po obu stronach, wydaje się, że nie został zabrany. Z uwagą przyglądano się wspólnotom charyzmatycznym, drodze neokatechumenalnej czy innym ruchom odnowy Kościoła, tymczasem zapomniano o grupach skupiających się wokół rytu rzymskiego. To zrodziło określone skutki oraz wpłynęło na wzrost poczucia ich niezależności, doprowadzając do przyjęcia postaw, które dzisiaj są określane jako “Kościół w Kościele”.
Drugi fakt
Prawda o przyjmowanych postawach oraz tezach wyrażanych przez obie strony konfliktu jest możliwa do określenia i wskazania. Mentalność światowa nie ma prawa bytu w Kościele, czyli nie jest możliwe, by każda ze stron miała jednakową rację. Kto więc ją ma? Zawsze ten, który staje po stronie Ewangelii, bo tylko on posiada właściwy, przeniknięty prawdą punkt widzenia. Ewangelia, czyli Jezus, powinna być celem i sensem chrześcijańskiego życia. Bez tak ustawionego kierunku w duchowości człowieka uczestnictwo w jakiejkolwiek mszy bez względu na przyjęty rytuał (przedsoborowy czy posoborowy) jest hipokryzją, obłudą i stanowi o fałszywej pobożności. Owszem, spory, odmienne punkty widzenia, różnice w postrzeganiu rzeczywistości są wpisane w życie człowieka, które jest naznaczone grzechem. Grzech zresztą jest praprzyczyną każdej niezgody, różnicy wpływającej na dezintegrację i okaleczenie jedności – warto świadomość tej absolutnej prawdy w tych dniach w sobie podtrzymywać. Ponadto trzeba wręcz pielęgnować w chrześcijańskiej pamięci, że tym, co w szczególny sposób zwalczał, a nawet napiętnował Jezus, jest faryzeizm. Stawianie w centrum swojej duchowości formy liturgicznej, czynienie z niej swojej wizytówki stanowi o poważnym błędzie w wierze, który skutkuje kolejnymi. Wizytówką każdego chrześcijanina powinna być Ewangelia, reszta jest dodatkiem, może ulegać zmianie. Co najważniejsze – żadna forma, nic co nie wypływa bezpośrednio z Ewangelii, nie ma istotnego wpływu na zbawienie człowieka. O cóż więc kruszyć kopie? Na pewno nie o formę, rytuał, rodzaj pobożności, a o to, czy w jej centrum jest Jezus, bo tylko On zbawia.
Trzeci fakt
Wobec zachodzących, niekorzystnych i niszczących jedność zjawisk, ktoś w końcu musiał zareagować. Zrobił to papież Franciszek. W ostatnich dniach zostało podane do publicznej wiadomości motu proprio „Traditionis custodes” i wokół jego wytycznych, zawrzało. Wbrew opiniom, które próbują forsować niektórzy, Papież nie wypowiedział się przeciwko liturgii przedsoborowej jako takiej ani nie zakazał jej sprawowania. Franciszek, motywując to troską o „nieustanne dążenie do komunii kościelnej”, po tym jak „Kongregacja Nauki Wiary przeprowadziła w 2020 r. szeroką konsultację z biskupami, której wyniki zostały starannie rozważone w świetle doświadczenia zdobytego w tych latach”, podjął decyzję, by uregulować celebracje według Mszału sprzed reformy z 1970 r. Wobec tego wszyscy, którzy pragną rozwijać się duchowo w jedności z Kościołem Katolickim, biorąc udział w tego typu celebracjach, mają nadal taką możliwość, gdy spełnią określone warunki. Ustanowione prawo zobowiązuje biskupów miejsca do tego, by grupy gromadzące się wokół tzw. starej mszy, zostały otoczone szczególną troską duszpasterską. Nie jest to nic wyjątkowego i nie ma w tym niczego złego. Grupy odnowy charyzmatycznej szeroko rozumianej też były i są nieraz poddawane podobnego rodzaju trosce czy kontroli. Swoją drogą, ktoś w końcu musiał zareagować, skoro toczący Kościół podział, był jak robak, który wije gniazdo i rozmnaża się w niekontrolowany sposób. Każdy, kto słucha słów Jezusa: Oby się tak zespolili w jedno, aby świat poznał, żeś Ty Mnie posłał i żeś Ty ich umiłował tak, jak Mnie umiłowałeś (J 17,23), wie, że skoro jedność jest warunkiem tego, by świat uwierzył w Jezusa Zbawiciela, wie także, że wysiłek i poświęcenie dla jej osiągnięcia jest poświęceniem na wagę zbawienia świata. Skoro wspólnym celem członków Kościoła jest życie Ewangelią, to realizacja wytycznych „Traditionis custodes”, owszem, może stanowić wyzwanie, przysparzać niektórym trudności, także tych formalnych. Nie może jednak przesądzać o byciu członkiem Kościoła, na którego czele stoi papież, który korzystając ze swych uprawnień, uregulował sytuację, która od dawna o to uregulowanie krzyczała. Jeśliby zaś przesądzała, oznaczałaby to, że dana grupa czy osoba dawno Kościół Katolicki opuściła, robiąc to w sposób mentalny, duchowy, tylko nieformalny.
Podsumowanie
Na ropiejące i eskalujące bólem rany podziału jest lekarstwo! I to niezawodne. Jest nim osobiste nawrócenie wszystkich, tj. każdego.
Ci, którzy stoją murem za Papieżem, niech dbają, by motywem tego postępowania była miłość: do Jezusa, do Kościoła, do braci, którzy wydają się zbaczać z kursu, którym jest jedność. Niech wytężą modlitwy i w duchu Ewangelii dają dobry przykład chrześcijańskiego życia, a ich słowa niech budują.
Ci zaś, którym trudno zgodzić się z Papieżem, nie rozumieją jego decyzji, niech wsłuchają się w pragnienie Jezusa, kiedy tuż przed męką prosił za przyszły Kościół. Niech nie idą za pychą swoich serc, a spełnią pragnienia Jego serca i ponad własnymi racjami i przyzwyczajeniami, postawią jedność i słowo Boże. Niech według słowa żyją!
Wreszcie, odpowiadając na potrzeby czasu, w którym żyjemy, niech odnowa charyzmatyczna nadal poświęca się i spala dla ewangelizacji, a przywiązane do tradycji skrzydło Kościoła, niech poświęci się dla jedności i bratniej miłości w Kościele. W imię Jezusa – niech to skrzydło w Duchu odnowi się!
To, co najważniejsze:
Jeśli więc jest jakieś napomnienie w Chrystusie, jeśli - jakaś moc przekonująca Miłości, jeśli jakiś udział w Duchu, jeśli jakieś serdeczne współczucie - dopełnijcie mojej radości przez to, że będziecie mieli te same dążenia: tę samą miłość i wspólnego ducha, pragnąc tylko jednego, a niczego nie pragnąc dla niewłaściwego współzawodnictwa ani dla próżnej chwały, lecz w pokorze oceniając jedni drugich za wyżej stojących od siebie. Niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich! (Flp 2,1-4).
https://www.facebook.com/marzena.pietroszek