Refleksje
Budowanie mostów w wojnie kultur
dodane 2020-11-02 20:32
A może ostatnia, mocno krytykowana encyklika papieża Franciszka, to także dokument strategiczny na czas wojny kultur?
Wczorajszego wieczoru doznałem olśnienia. Nie wiem jednak czy nachodzące mnie myśli nie były efektem długotrwałego stresu związanego z sytuacją we Francji.
Olśnienie związane było ze wspomnieniami poranka. Jechałem wzdłuż doliny rzeki Tinée odprawić Mszę do wioski o pięknej nazwie: Marie. Spokój poranka i świecące słońce dodawało otuchy po ostatnich, dramatycznych dniach związanych z zamachem terrorystycznym w niedalekiej Nicei.
Przejeżdżałem obok fortyfikacji Fressinéa, która stanowi część Linii Maginota. To sieć fortyfikacji wybudowanych po I wojnie światowej w strategicznych miejscach na wschodniej granicy Francji. Budowa trwała ponad 10 lat i nie spełniła swojego zadania. Nie zatrzymała niemieckiej ofensywy. Z fortyfikacji, którą często mijam, padło zaledwie kilka strzałów w kierunku przelatującego w oddali, włoskiego samolotu. Czas, pieniądze, ludzka energia poszły na marne. Pozostały jedynie grube mury.
I w tym kontekście pomyślałem o obronie chrześcijaństwa przed zalewem islamu. Mówiąc ściślej, o wojnie kultur i cywilizacji. Od czternastu wieków na tym polu prowadzonych jest wiele walk. Wielkie bitwy, jak ta pod Poitiers, Lepanto, Wiedniem... Jako Polska także mieliśmy w tym udział. Moja narodowa duma rośnie gdy od czasu do czasu mam okazję rozmawiać, z lubiącymi historię Francuzami, o zwycięstwie Sobieskiego. I piszę to bez cienia ironii. I nie dlatego, że dzięki tej bitwie jeden z moich ulubionych napojów – kawa – zrobił karierę w Europie. Ale to była inna epoka… A my prawdopodobnie żyjemy na granicy kolejnej wielkiej zmiany. Trzeszczy jak w nachodzących na siebie tektonicznych płytach, które prowokują erupcje wulkanów i trzęsienia ziemi…
W każdym razie dziś, w nowej odsłonie starcia cywilizacji, gdy układy polityczne są diametralnie różne, a mroczne skrzydło islamu atakuje niespodziewanie mocno, pojawił się ciekawy głos w dyskusji. Oto na horyzoncie ukazuje się kontestowana przez wielu próba budowy mostów. Obdarowany innym niż Europejczycy smakiem, papież Franciszek publikuje encyklikę Fratelli tutti, w której często przywołuje swego przyjaciela – imama Uniwersytetu Al-Azhar.
Czy tego dokumentu nie można potraktować jako nowego dania zaserwowanego na stole rozmów o kształcie naszej cywilizacji? Może papież proponuje danie którego warto spróbować? „Życie o posmaku ewangelii”. Jak w restauracji. Nie można sobie wyrobić zdania słuchając innych. Trzeba wejść, usiąść zamówić, skosztować, zapłacić… Przeczytać bez uprzedzeń i wyciągnąć coś dla siebie.
Być może papież jak kucharz szkolący młodych adeptów, zdradza tajniki swojego przepisu na nowy, nie wspaniały, ale jednak trochę lepszy świat? I robi to wiedząc, że w kuchni ma niewiele składników i przypraw, a przygotowane przez niego dania dla wielu będą niestrawne. Zwłaszcza dla tych, którzy z wnętrza swoich misternie skonstruowanych bastionów widzą projekt „generała” i obraną przez niego taktykę jako niewierność wobec przeszłości.
Czy to czas, by umacniać bastiony lub budować okopy? Jeśli dobrze rozumuję, to sprawy z islamem mają się tak: papież próbuje pozyskać tę jego część, która nie jest wroga lub ukierunkowana na konfrontację. Nie mając zbyt wielu sił szuka sprzymierzeńców wobec zbliżających się oddziałów. Przemawianie jednym głosem z imamem może być próbą deeskalacji napięć, nową strategią w wojnie kultur. Tak czy owak, chcę wierzyć, że papież jako generał widzi dalej i więcej. A zwykłym szeregowcom potrzeba na wojnie punktów odniesienia.
„Albo wojna albo dialog” – powiedział odnośnie relacji chrześcijańsko-islamskich zmarły przed kilku laty kard. Tauran. Francuz, który w 2013 roku z okna balkonu bazyliki św. Piotra, ochrypłym głosem wypowiadał wobec świata słowa habemus papam chyba się nie mylił. Żyjemy w wielowymiarowej rzeczywistości, w której coraz trudniej się odnaleźć. Jesteśmy na rozstaju dróg. Mimo pytań, które stawiam i wątpliwości, które się rodzą, blisko mi do proponowanej przez papieża perspektywy.
A ponadto, przez trzy lata mieszkałem nad brzegiem Morza Śródziemnego. Bardzo polubiłem owoce morza – Frutti di mare. W zasadzie lubię wszystkie owoce. Tutti frutti. Fratelli tutti…
Tego wieczoru zastanawiam się czy moje myślenie nie stało się nazbyt symboliczne…