Kiedy pisałam pracę magisterską, myśląc, że zmieniam bieg świata, Franek studził mój zapał słowami: Co ty się tak przejmujesz, przecież nikt tego nie będzie czytał! :-)
Szłam, pełna wewnętrznej nieuświadomionej agresji, przybrana w owczą skórę, poprawiać zafajdany świat i nie biorąc sobie do serca żadnych Jego słów.
Bez „zatrzymania kadru”, jak we współczesnych reklamach, rzecz niewyobrażalna.
Znam kobietę, której matka mówiła: „Żałuję, że cię urodziłam, mogłaś umrzeć. Czemu nie jesteś synem, byłby z ciebie pożytek?”.
Zaczęłam sąsiadom od „burdelu” błogosławić. Kiedy namawiałam do tego sąsiadkę usłyszałam: „Zgłupiałaś?”.
Prosta, męska rozgrywka. Żadnego mieszkania przed ślubem, żadnego odwiedzania klubów gejowskich, żadnego współżycia z małą siostrą, kuzynką sąsiadką czy żoną ojca.
Nawet wczoraj przed snem rozmawiając z synem o pewnej traumie (i to nie była szkoła:-), przyszło uspokojenie dlatego, że JEST i ma MOC dzisiaj tak samo, jak wtedy.
Dla eutanazyjnego świata: „Nauka bowiem krzyża głupstwem jest dla tych, co idą na zatracenie, mocą Bożą zaś dla nas, którzy dostępujemy zbawienia”.
Nie mam dziś łaski na czwartego września, bo dziś mam łaskę przeżycia w obfitości trzydziestego sierpnia.