Kiedy poznają Go po łamaniu chleba otwierają się im oczy na rzeczywistość, którą przeżywają. Jezus znika.
Dziwna sytuacja. Maria Magdalena przybyła do grobu z wonnościami. Zastała pusty grób, pobiegła do apostołów. Przybył Piotr z Janem, ujrzał płótna i uwierzył w zmartwychwstanie Jezusa. Ale skupiając się na Chrystusie nie widzą uczniowie tej zrozpaczonej, zapłakanej kobiety. Nic jej nie tłumaczą, tylko dawaj z powrotem do miasta.
Jasny piernik! Ponosi mnie wyobraźnia. Strażnicy grobu, oprzytomniawszy po tym co przeżyli, gdy trzymali wartę koło grobu, idą do arcykapłanów. Czemu do arcykapłanów? Przecież podlegali Piłatowi.
Gdyby umył mi nogi Chrystus, zobaczyłby na pewno mały biały ślad.
Ta światłość, która wczoraj rozjaśniała telewizory w Europie, była znakiem Boga, który jak „ogień złotnika” wytrawi nasze życie z pozorów. Z pozorów świętości, pozorów chrześcijaństwa.
No i zaczęło się. – Darmozjady, chciałbym mieć wasze godziny... Do krzyczącego na mnie kierowcy dołączyli pasażerowie. Sytuacja skojarzyła mi się z dzisiejszą ucztą w Betanii.
Wielu złączenie serca z Bogiem zapewniło wieczny lifting.
Człowiek w niej dotyka takiego poziomu poczucia zranienia, że gada bez przerwy o gryziu co go moli.
Dzisiaj będzie o latarce, którą mój brat nosi ze sobą na wieczorne spacery po lesie, która oślepiając jest najlepszą bronią wobec dzikich zwierząt żyjących w leśnych ostępach. Tymczasem o Zuzannie z pierwszego czytania.
Czytając dzisiejszą ewangelię widzimy Jezusa wobec rozczytanych w Prawie faryzeuszy, którzy świadectwo Pisma interpretują po swojemu. Sytuacja nie do przebicia. I przerażająca.