MOJE TRZY GROSZE, CZYLI REFLEKSJA PO ŚWIATOWYM DNIU MODLITW O POWOŁANIA 

dodane 22:15

Światowy Dzień Modlitw o Powołania pobudza do refleksji nad stanem Kościoła w Polsce. Dobrze, że to robi, bo wyzwania, które stoją przed nim, są ogromne. Jednym z nich są wciąż malejące słupki, odnoszące się do powołań kapłańskich i zakonnych.

Od lat akcentowana jest potrzeba modlitwy o powołania oraz przekazu wiary w rodzinach. Nikt o zdrowych zmysłach, i do tego wierzący, nie dyskutuje z tym, że jedno i drugie jest niezwykle istotne. Jednak to, co wydaje się szczególnie palące, zwłaszcza w związku z wydarzeniami ostatnich lat i miesięcy, ujawnionymi skandalami oraz sprawami, które ciągle czekają na ich podjęcie, to spojrzenie przez pasterzy Kościoła na temat z perspektywy świadectwa wiary i życia, które jest dawane przez hierarchię kościelną i przedstawicieli jego struktur na zewnątrz. Bez tego bowiem wzywanie do modlitwy będzie odbierane jako hipokryzja, a podkreślanie roli środowisk rodzinnych jako zrzucanie odpowiedzialności.

Kościół jest prowadzony przez jego pasterzy, którzy, chcąc nie chcąc, muszą zdawać sobie sprawę z tego, że wiele od nich zależy. To oni w największym stopniu mają wpływ na to, co niezwykle istotne w poruszanym kontekście – obraz Kościoła w świecie. Codziennie, poprzez swoje decyzje, postawy widoczne na zewnątrz, sposób odnoszenia się do siebie nawzajem i wiernych oraz wszystko to, co jest przełożeniem wiary na codzienność, dają znak, który jest odczytywany przez tych, którzy się Kościołowi przyglądają. A trudno nie zgodzić się z tym, że potencjalni kandydaci do kapłaństwa czy życia zakonnego przyglądają się Kościołowi w sposób szczególnie uważny i wnikliwy. Zatem świadectwo życia tych, którzy Kościół reprezentują jest albo zachętą, albo przeciwnie - powoduje zniechęcenie u młodych osób, rozważających podjęcie i realizację drogi powołania. 

Inny, ale także istotny aspekt to to, że powoływanie się w podsumowaniu prawie każdej statystyki o spadku powołań na braki w wychowaniu do wiary w rodzinach, nie przekonuje. Przyczyna jest prosta: wieloletnie zaniedbania w ewangelizacji dają znać o sobie w sposób, który był do przewidzenia. Nie jest też tajemnicą, że także i dzisiaj, w tych trudnych dla Kościoła czasach, są pasterze, którzy ewangelizacji nie traktują poważnie, wręcz z niej kpią. Tak więc ilość powołań spada, bo spada ilość wierzących. Ilość wierzących zaś spada, bo wciąż zbyt często zdarza się, że ewangelizacja jest traktowana jako fanaberia niektórych, zajmujących się nią. Wobec tego stawiam prowokujące pytanie, na które jednak warto spróbować udzielić odpowiedzi: skoro ilość wiernych spada, to komu ci nowopowołani mieliby przewodzić? Patrząc w zgodzie z taką logiką, wolałabym, by Kościół bardziej usilnie niż do modlitwy o powołania, wzywał do ewangelizacji i realnie ewangelizował. 

Podsumowując, porządek powinien zacząć się od domu Pańskiego. Wzywanie do modlitwy za dom, w którym jest bałagan automatycznie nie spowoduje, że dom sam się posprząta, a ilość osób, które będą chciały w nim mieszkać wzrośnie. Wydaje się, że jeśli Kościół będzie wzorem przejrzystości, miłości, prawdy, szacunku, to z ewangelizacją i żarliwą modlitwą nie będzie problemów, a wzrost powołań stanie się faktem. Aby tak się stało, pasterze równocześnie z wzywaniem do modlitwy, powinni wzywać siebie nawzajem do osobistego nawrócenia i oczyszczenia środowisk kościelnych, tj. konkretnych struktur. Patrząc trzeźwo, wydaje się, że zadanie, które stoi przed nimi jest poważne i niecierpiące zwłoki, bo słowo Boże nie pozostawia złudzeń: Czas bowiem, aby sąd się rozpoczął od domu Bożego. Jeżeli zaś najpierw od nas, to jaki będzie koniec tych, którzy nie są posłuszni Ewangelii Bożej? (1 P 4,17).

Wniosek? Nawrócenie musi rozpocząć się od domu Pańskiego, inaczej modlitwa o powołania będzie jak używanie wytrycha do drzwi, do których nie posiada się klucza.

https://www.facebook.com/marzena.pietroszek

Mój Twitter

Ostatnio dodane

Bądź na bieżąco