Takie powiedzonko telepie mi się po głowie w związku z niewidomym pod Jerychem.
Doczepił się, ilustrując dzisiejsze czytania. Widzę w nich motyw wyrywania się z jakiejś rutyny. Z wyuczonych, przyswojonych zachowań, które nie są dobre.
Kiedy Heniu opowiadał, jak w pracy musi wysłuchiwać nienawistnych tekstów pod adresem księży i Kościoła, cierpła mi skóra.
Im bardziej liczę się z Jego planem, tym mniej mnie dziwi zmiana moich planów.
Spotkaliśmy dziś księdza Dawida, posługującego w Kazachstanie. Opowiada: „Wchodzę tam do sklepu w koloratce i taki chłop godo mi, wskazując na kołnierzyk: «ten papierek z nowej koszuli się wyciąga»”.
Jak w końcu przyszedł, Łazarz już od kilku dni nie żył. Maria tkwiła w swych emocjach. Marta wyszła Mu na spotkanie.
Ludzie nie przypuszczają, że Bóg może zawiesić prawa natury lub zranić samego siebie by człowiek był wolny.
Byli tacy, którzy wyczekiwali Jego pojawienia się, ale byli też tacy, którzy Mesjasza chcieli zabić. Nawet oczekujący go współplemieńcy mieli tak różne wyobrażenia o tym, jaki powinien być, że znaleźli się pobożni Żydzi, którzy robili wszystko, by Jezusa zniszczyć.
Po paru krokach odkryłam, że moje upiory gdzieś zniknęły. Nastrój miałam radosny.
Nie lubię tego zdania, choć dziś chyba dotknęłam jego sedna.