Wiara, Cierpienie, Umieranie, dzieci, Wychowanie, Ojczyzna, Uzależnienie
(Nie)puste miejsce przy stole
dodane 2015-12-23 18:23
Czy zdarzyło się wam kiedyś, że zupełnie niespodziewanie ktoś przybył do waszego domu na wigilię i usiadł na krześle, które "tradycyjnie" pozostaje puste?
Dokładnie piętnaście lat temu mnie zdarzyła się taka sytuacja. Wszystko zaczęło się kilka miesięcy wcześniej. Pan Ryszard mieszkał pod naszym mieszkaniem. Mieszkaliśmy tam dość krótko, ale tego sąsiada trudno nie było poznać, a w zasadzie poczuć. Gdy przechodziłem obok jego mieszkania musiałem czasem zatkać nos. To była łódzka melina -jakby to powiedział pewien aktor o żeńskim nazwisku. Pan Ryszard pił wszystko, co miało jakiekolwiek procenty.. W pewnym momencie administracja miała dość wspomnianego lokatora. Eksmitowano go, a w zasadzie wyrzucono. Na chodniku pod naszą kamienicą leżały jego zdjęcia, które jakiś "solidny urzędnik" wyrzucił przez okno.
Pan Ryszard nie chciał jednak opuszczać kamienicy. Szwędał się po niej. Potem okazało się, że śpi przy wejściu do strychu. Nie miał poduszki, a w zasadzie miał, służył mu za nią kamień. Gdy Pan Ryszard szedł po schodach znów trzeba było wstrzymać oddech. Razem z mamą i młodszą siostrą zawsze mówiliśmy mu "dzień dobry". On, jak się okazało pamiętał o tym. Kiedyś nasz pies nie wytrzymał z pewnymi potrzebami i załatwił się na klatce. Nim zdążyliśmy sprzątać Pan Ryszard już się zajął porządkami. Moja mama powiedziała, że sprzątnie. On się nie zgodził. Stwierdził "Tylko wy mówicie mi, dzień dobry!"
Przyszła wigilia. Wiedzieliśmy, że Pan Rysio leży nad nami, leży pod strychem. Ta wiedza nie dawała nam spokoju. Zdecydowaliśmy się zaprosić naszego "sąsiada". Szczerze mówiąc bałem się tego. Czego najbardziej? Zapachu. Obawiałem się, że ten zapach zostanie w naszym domu.
Po piętnastu latach dokładnie pamiętam widok brodatego Pana Ryszarda, pamiętam o czym rozmawialiśmy, pamiętam jak jadł zupę grzybową. Nie pamiętam jednak, by w naszym domu śmierdziało.
To była niesamowita rozmowa. Pan Rysio miał kiedyś pracę, żonę oraz dwie córki, które mieszkały kilka przystanków od nas. Czemu zatem to wszystko stracił? Bo zaprzyjaźnił się z "whisky", która stała się ważniejsza niż jego żona.
Po wieczerzy podałem Panu Ryszardowi rękę na pożegnanie i on wtedy zamarł. Stwierdził, że od lat nikt mu ręki nie podał.
Pan Rysio zmarł kilka dni później. Zamarzł nad nami, przy drzwiach na strych. Ktoś zabrał mu kołdrę, którą mu ofiarowałiśmy. Ktoś zdjął z niego ubrania, które mu daliśmy w prezencie. Co o tym teraz myślę?
Podobno w święta Pan Jezus chodzi po świecie i sprawdza dla kogo puste miejsce przy stole to wyłącznie tradycja. Myślę, że wtedy przyszedł do nas.