Józef, czyli tata
dodane 2019-12-22 00:10
Kiedyś Bóg stworzył chłopca, który stał się cieślą w Nazarecie. Zaczął głośno mówić do jego serca pokazując mu dobro, po czym powiedział: „Zamiana, teraz ty mnie wychowasz.”
„Oblubieniec i opiekun Świętej Rodziny”- tak święty Józef jest przedstawiany w tradycji Kościoła, w przekazach, a także w internetowych encyklopediach. W stwierdzeniu tym kryje się jednak niepokojące przemilczenie. W jakiś sposób wynika to być może z lęku. Pojawia się w nas obawa, by przyznać, że „Józef był tatą samego Jezusa”. Oczywiście biologicznie rzecz ujmując prawdą to nie jest, o czym na kartach Ewangelii nieco napisano. Jeśli jednak ów cieśla z Nazaretu był tylko mężczyzną wpierającym Marię i Jezusa w dziele zbawienia, to jak to się stało, że Chrystus wyrósł na bardzo porządnego człowieka? Pytanie to brzmieć może nieco obrazoburczo, wszak Najświętsza Maria swą miłością zapewne kształtowała swojego syna. Nie jest jednak tajemnicą, że w czasach naszego Zbawiciela to w sposób szczególny mężczyźni odpowiadali za wychowanie swoich potomków. Studząc zatem emocje zatrzymajmy się nad rodzącymi się kilkoma refleksjami.
Jezus jest Bogiem. Ok. Ale w Betlejem nie miał on boskiej świadomości. Ks. Jan Kaczkowski wielokrotnie zwracał uwagę, że fenomen wcielenia polega na tym, że Bóg stwórca człowieka, nie tylko stał się sam człowiekiem, ale zdecydował się wejść w jego biologię. Przyznanie zatem, że noworodek leżący w żłobie posiada świadomość misji, na jaką sam się zdecydował zakrawa na kiepski dowcip. Istota pojawienia się Boga na ziemi polega na tym, że Stwórca zdecydował się totalnie zaufać swojemu stworzeniu. To trochę tak, jak w miłości. Gdy kogoś kochasz odsłaniasz mu wszystko, w tym to co w tobie najbardziej czułe i delikatne. Jak to zatem się stało, że Bóg zaufał prostemu człowiekowi z Nazaretu?
O świętym Józefie wiemy bardzo mało. Człowiek z pokolenia Dawida. Pracowity cieśla sporo starszy od wybranki swojego serca. Jest także wiedza, jaka pojawia się, gdy chwilę dłużej zatrzymamy się na jego czynach. Zastanówmy się bowiem. Wybranek Maryi znalazł się nagle w sytuacji, w której to kobieta, którą kocha, mówi mu, że jest w ciąży, ale nie z nim. Mówi, że ojcem dziecka jest Bóg. Potem Józef. słyszy jakieś głosy, które nie pozwalają mu oddalić przeznaczonej mu kobiety. Następnie mężczyzna ten biega po Betlejem szukając miejsca, gdzie może przyjść na świat obce mu dziecko. Potem widzimy go jako wiernego tradycji Żyda, który jako ojciec dziecka ofiarowuje je Bogu Ojcu. Jest też scena smuta, gdy Jezus głośno mówi, że to nie Józef, ale Bóg jest jego tatą, w którego domu chce przebywać mając zaledwie dwanaście lat. Potem wiemy, już tylko jedno. Wiemy, że Jezus był posłuszny nie tylko Marii, ale i Józefowi.
Wszyscy zastanawiamy się jakim Bogiem jest Chrystus. Zastanówmy się jednak, jakim był on człowiekiem? Był czuły, wszak kazał dzieciom przychodzić do niego. Był uważny, gdy dostrzegał, że w tłumie jest chora kobieta, która inaczej chwyciła jego płaszcz. Był troskliwy, gdy widząc tysiące idących za nim osób rozmnożył chleb i ryby. Był kochający, gdy płakał nad śmiercią Łazarza. Był też rodzinny, gdy z wysokości krzyża pomyślał o dalszym losie swojej mamy powierzając ją świętemu Janowi.
Zastanawiam się, kto nauczył Jezusa pięknie patrzeć na kobietę? A przecież, jako jedyny nie chciał rzucać kamieniami w damę lekkich obyczajów. Jako jedyny spojrzał jej w oczy, nie skupiając się na wdziękach jej ciała. Kto nauczył go troski o ślepych i głuchych, tak wielkiej, że nie brzydził się „śliną dotknąć niemego języka” i błotem pomazać niewidome oczy? Kto dał mu odwagę, by w pewnym momencie krzyknąć głośno „Dość”, by jak mężczyzna jasno pokazać, że kupczenie w świątyni jest złe. Kto dał mu obraz męstwa, obraz, który pewnie w drodze na Golgotę towarzyszył mu z cichym głosem: „Dasz radę.”?
Wiem, że Bóg to wszystko zaplanował i wiedział, ale on oddał się nie tylko kobiecemu łonu, ale także opiece, mądrości i miłości mężczyzny, który miał go nie tylko przyjąć, ale także wychować. Gdyby św. Józef był wyłącznie opiekunem Świętej Rodziny mięli byśmy wówczas nie patrona rodzin, ale patrona pasywnych panów, którzy stoją z boku nigdy nie włączając się do akcji.
Nie wiem, jak wyglądało wychowanie Jezusa, ale wiem, że musiało istnieć. Bóg sam na nie się zgodził. Niesamowite to, bo on będący miłością pozwolił, by Józef kochając Maryję pokazywał mu czym jest miłowanie. On będący mądrością pozwolił, by zwykły cieśla ukazywał mu, jaki geniusz kryje się w prostocie pracy. On będący najwyższym sędzią zgodził się, by Józef, jako głowa rodziny uczył go co jest dobre, a co złe.
Ciekaw jestem, jak po śmierci wyglądało niebiańskie spotkanie Józefa z Jezusem.