Czuły narrator pod sercem mamy
dodane 2019-12-11 19:00
„Jak możesz do mnie tęsknić, skoro mnie jeszcze nie ma? – pytałam. (…) Jeżeli się do kogoś tęskni, to on już jest- odpowiadała.”
Jak to się stało, że Olga Tokarczuk niespodziewanie zagościła w moim myśleniu o życiu? Jak to się stało, że ta polska noblistka bardzo mocno wkroczyła w moje myśli dotyczące życia, które jeszcze nie zna smaku powietrza, życia nienarodzonego, czy też poczętego?
Pytania te mocno mnie nurtują z dwóch powodów. Po pierwsze (może to wstyd, ale przyznać się trzeba) nigdy nie czytałem żadnych książek Pani Tokarczuk. Inni pisarze dotychczas gościli na moich półkach. Po drugie, nie trzeba być jej biografem, by wiedzieć, że od dłuższego czasu jest doceniana, hołubiona oraz promowana przez środowiska, które w skrócie można określić mianem liberalno- lewicowych. Nie jest tajemnicą jej krytyka ludzi, którzy jedzą mięso (ostatnio publicznie zaznaczyła, że będziemy się tego kiedyś wstydzić). Wiemy, także z komentarzy dotyczących jej stroju, jaki założyła na uroczystość wręczenia jej medalu noblowskiego, że szczególną wagę przywiązuje do tradycji pierwszych feministek. Łatwo także zorientować się, że pojawiała się na imprezach oraz była częścią inicjatyw dotyczących liberalizacji przepisów aborcyjnych. Jak to zatem możliwe, że jej osoba stała się dla mnie bezcennym wręcz objawieniem dołączającym do moich refleksji dotyczących wartości ludzkiego życia, nawet tego, którego jeszcze nie widzimy, życia schowanego pod czułym sercem mamy?
Wszystko to stało się oczywiście za sprawą odczytu, jaki w ramach noblowskiego tygodnia wygłosiła Olga Tokarczuk. Esej pt. „Czuły narrator” zaskoczył mnie bardzo. Trafność diagnoz oraz wrażliwość pisarki są mi bliskie, bez względu na zapewne liczne poglądy, w których miałbym od niej odmienne zdanie. Szczególnie jednak cenną, a w zasadzie bezcenną jest pierwsza część wspomnianego odczytu. Tokarczuk, jak zapewne wiele osób już kojarzy, wraca w niej do wspomnień związanych z postacią jej mamy. Widzimy ją oczyma wyobraźni. Ułatwia nam to wspomniana pisarka, wręcz malując obraz słuchającej radia młodej kobiety, czekającej na dziecko, czekającej na małą Olgę, aż ta się urodzi.
Kilka pierwszych akapitów przywołanego eseju stanowi dla mnie ważne podsumowanie, wręcz przypieczętowanie myśli, refleksji oraz spostrzeżeń jakich doświadczam w kwestii ochrony życia człowieka przed jego narodzeniem. Uświadamiam sobie ostatnio, że kategorie takie, jak: godność życia, świętość życia, a nawet prawo do życia brzmieć mogą świetnie na naukowej konferencji, albo obronie doktoratu. W codziennej dyskusji pomiędzy zwolennikami opcji pro life i pro choice nie mają one już większego znaczenia. Świętość i godność to pojęcia, w które - gdy się wysilimy - możemy wrzucić każde nasze doświadczenie. Z kolei prawo do życia absolutne nie jest i podlega ograniczeniom przewidzianym np. w aborcyjnych kontratypach, o których możemy toczyć spory przez kolejne dekady. Ostatnio uzmysłowiłem sobie, że życie człowieka przed narodzeniem "zlokalizowane jest" paradoksalnie w głowie, w marzeniu i wyobraźni, zwłaszcza tej osoby, która na nie tak bardzo czeka, a wiec mamy. Jak stwierdza trafnie Tokarczuk: „Na tym zdjęciu nic się nie dzieje (…) Kobieta jest smutna, zamyślona, jakby nieobecna. Kiedy ją potem pytałam o ten smutek – a robiłam to wiele razy, żeby zawsze usłyszeć to samo – mama odpowiadała, że jest smutna, bo jeszcze się nie urodziłam, a ona już do mnie tęskni.” Pisarka drąży dalej i pyta: „Jak możesz do mnie tęsknić, skoro mnie jeszcze nie ma?”, a mama trafnie odpowiada: „Jeżeli się do kogoś tęskni, to on już jest.”
Ostatnie ze stwierdzeń odsłania mi trzon licznych sporów dotyczących np. aborcji. Jej przeciwnicy walczą o życie ludzkie, które jest faktem, bez względu na etap trwania ciąży. Jest także wyobrażeniem, które urzeczywistnia się m. in. w nagraniu z aparatu USG. Zwolennicy zabiegów terminacji np. z powodów eugenicznych, zapewne odwołują się często do podobnej argumentacji. Oczyma wyobraźni widzą dziecko, które będzie chorować, będzie się męczyć i będzie cierpieć. Aborcja – ponownie w wyobraźni wielu - ma przed tym bólem wybawiać. Jest też płaszczyzna szczególna: wyobrażenia matki. Dwie kreski na teście ciążowym, to w istocie przyspieszony kurs myślowego kreacjonizmu: chłopiec, czy dziewczynka, podobne do mnie, czy do niego, zdrowe, czy chore? To natłok myśli, które przecież obecne są w każdej z ciążowych sytuacji: gdy dziecko rozwija się świetnie, gdy ciężko chore umiera w mamie oraz gdy mama (zapewne najczęściej w rozpaczy ) idzie „zakończyć ciążę”, bo tylko taki zwrot pozwala, by sędzia w jej własnym sercu mniej na nią krzyczał. Bez względu jednak na dalszy scenariusz ten ktoś, pod tytułowym sercem mamy zaistniał, on jest obecny. Tokarczuk tak właśnie sama siebie zdiagnozowała. Jej mama, wyobrażając sobie własną córkę "szukając jej w falach radiowych", tworzyła ją myślami.: „Wyniosła bowiem moje istnienie poza zwyczajną materialność świata i przypadkowość, poza przyczynę i skutek oraz prawa prawdopodobieństwa.”- stwierdza noblistka. Pisarka jeszcze mocniej dodaje: „jeżeli powiem: „Jestem nieobecna”, to i tak na pierwszym miejscu znajduje się: „Jestem” – najważniejsze i najdziwniejsze słowo świata.”
„Czuły narrator” Olgi Tokarczuk jest dla mnie drogowskazem pomagającym w realizowaniu kultury spotkania, jaką od lat promuje papież Franciszek. Jest narzędziem, które pozwala mi na dialog z postacią, której doświadczenie i myśli kierują się w stronę innych niż moje rozwiązań. Jest nadzieją, że o życiu człowieka możemy mówić, także wtedy, gdy jest dopiero wyobrażony, tak bardzo utęskniony. Chcę uwierzyć Oldze Tokarczuk, że „Ten rodzaj opowieści, kiedy widzimy świat oczami jakiegoś „ja” i słuchamy świata w jego imieniu, buduje więź z narratorem jak żaden inny i każe postawić się w jego niepowtarzalnej pozycji.”