Wychowanie, Ojczyzna, Prawa człowieka
Sąd Najwyższy niczym in vitro
dodane 2017-07-22 12:07
W ostatnich latach pojawiła się nowa technika legislacyjna, którą w skrócie nazwać można mianem „logika nam nie przeszkadza”.
Porównanie obecnej dyskusji odnoszącej się do polskiego Sądu Najwyższego z debatą dotyczącą ustawy o leczeniu niepłodności wcale nie jest na siłę wymyślonym chwytem redakcyjnym. Przypomnijmy sobie bowiem co działo się w 2015 r. Gdy Platforma Obywatelska uchwaliła pierwszą wersję ustawy dotyczącej in vitro liczne środowiska -i z lewej, i z prawej strony- zaczęły zwracać uwagę na błędy tego aktu prawnego.
Ostatnia wersja ustawy krytykowana była przez Sąd Najwyższy, Prokuratora Generalnego oraz Biuro Analiz Sejmowych. W tamtym czasie żadne argumenty nie trafiały do ówcześnie rządzącej koalicji. Uznawano, że trzeba wprowadzić reformę, która będzie gwarantować osobom mającym problem z poczęciem dziecka możliwość skorzystania z techniki in vitro.
Obserwując ostatnie wydarzenia dojść można do wniosku, iż obecnie rządzący zastosowali dokładnie tą samą „technikę legislacyjną”. Okazuje się bowiem, że żadne merytoryczne dyskusje, logiczne pytania, a także dokładne i racjonalne analizy nie są istotne w trakcie uchwalania ustawy, która po prostu ma być uchwalona.
Po dojściu PiSu do władzy ustawa o leczeniu niepłodności została zmodyfikowana w taki sposób, iż w zasadzie państwa od strony finansowej tego typu procedury nie interesują. Zmiana w sądownictwie to jednak kwestia dużo bardziej istotna: z całym szacunkiem dla wszelkiego rodzaju dyskusji oraz dylematów o charakterze bioetycznych. In vitro dotyczy zaledwie kilku procent społeczeństwa, kwestie sądownictwa dotykać mogą w zasadzie każdego obywatela. Okazuje się jednak, że bez względu na barwy polityczne, reakcje osób rządzących mogą być dokładnie takie same. Jest wizja, jest pomysł i żadne fakty nie mogą stać na przeszkodzie ich realizacji. Rację ma zatem część opozycji twierdząc, iż zarówno PiS, jak i PO są do siebie w wielu kwestiach bardzo podobne.
Mnie jednak nurtuje od pewnego czasu kilka kwestii. Obserwując to co się dzieje na ulicy zastanawiam się, gdzie są zwolennicy ustaw dotyczących zmiany funkcjonowania Sądu Najwyższego? Nie jest istotne, czy na ulicy jest 50 czy 100 tys. osób. Ci ludzie wychodzą od kilku dni. Gdzie są osoby które Prawo i Sprawiedliwość tak często określa mianem suwerena? Być może w tłumie ze świecami, jest wielu wyborców PiSu?
Zastanawia mnie także inna kwestia, kwestia elity. Co się takiego stało, że sądy stały się głównym wrogiem obecnej partii rządzącej? Wymiar sprawiedliwości wymaga zmian. Z całą pewnością wśród sędziów dostrzec można negatywne zachowania. Patrząc jednak na reakcję części niestety prawicowych mediów złapać się wręcz można za głowę. Zwraca się bowiem uwagę nie tyle na merytoryczne analizy przedstawionej między innymi przez reprezentantów Sądu Najwyższego, ile raczej na przeszłość, powiązania koleżeńskie oraz różnego rodzaju działania, które podejmowali w swoim życiu poszczególni sędziowie. To z kolei przypomina mi dyskusję dotyczącą prof. Bogdana Chazana. Dla PO i innych mniejszych partii, nie były ważne dokonania tego lekarza. Jego osiągnięcia zniknęły, gdy nie zgodził się na dokonanie aborcji. Nagle stał się on wrogiem numer jeden. Dzisiaj PiS robi dokładnie to samo z autorytetami z zakresu prawa. Nazywani są z uporem maniaka kastą i elitą, a wiec grupą paradoksalnie wymagającą zmiany, Kto jednak zastąpi wybitnych znawców prawa, których dzisiaj wrzuca się do jednego worka z osobami, które jakiś błąd popełniły? Kto będzie wzorem dla nowych sędziów? Jak wybrać tych przyzwoitych, skoro większość z obecnie orzekających już komunę coraz mniej pamięta?
Patrząc na to dojść można do wniosku, że zanim zweryfikujemy i zreformujemy wymiar sprawiedliwości w Polsce, powinniśmy tak naprawdę zreformować system polityczny. Politycy partii rządzącej wyrzucają sędziom ich błędy, wyrzucają długość postępowania, zwracają uwagę na różnego rodzaju afery -od drobnych kradzieży w sklepie poprzez malwersacje finansowe. Popatrzmy jednak na działania polityków, popatrzymy na nagrywane skandale, popatrzmy na różnego rodzaju załatwianie posad w ministerstwach i w spółkach Skarbu Państwa (zarówno kiedyś, jak i teraz). Niestety ponownie oczekuje się wyjęcia drzazgi z czyjegoś oka, jednocześnie zupełnie nie dostrzegając własnej belki.
Obecna sytuacja jest chyba szczególnie trudne dla konserwatystów, dla osób które są przywiązane do wartości narodowych, do wartości patriotycznych, a myślę że również i chrześcijańskich. Znając bowiem obiektywnie podobne wartości, bardzo trudne jest zaakceptować nie tylko treść wprowadzonych reform, ale przede wszystkim ich formę oraz szybkość. Z drugiej strony bardzo trudno iść ramię w ramię z opozycją, której głównym elementem programu jest odsunięcie od władzy PiSu.
Warto pamiętać, że prawo to nie jest tylko przepis, prawo to nie jest tylko ustawa, to nie jest tylko kodeks. Każdy z nas ma prawo w głowie. Ludzie na ulicy nie są otumanionym przez media tłumem. To osoby, które ewidentne pokazują swoją postawę wobec prawa. Nie można bagatelizować tysięcy ludzi, którzy wyszli na ulicę, nie można podejmować tego typu działań bez jakichkolwiek debaty, nie można uciekać od niej tłumacząc iż nie ma z kim debatować, gdyż nawet nie podjęto próby owej dyskusji.