Wychowanie, Ojczyzna, Modlitwa, Umieranie, Cierpienie, śmierć
(Nie)Bajka na sierpniowe niebo
dodane 2017-08-01 01:08
Kolejne rocznice Powstania Warszawskiego uświadamiają mi, że człowiek nawet w piekle może podjąć walkę, którą wygra.
Czy mam prawo złościć się na twórców "Czasu honoru" , że seria dotycząca Powstania Warszawskiego nakręcona została sposób brutalny?
" Czas honoru” był tym serialem, na który w ostatnich latach bardzo czekałem. Kolejne odcinki opisujące losy czwórki bohaterów wręcz chłonąłem. Gdy przyszła seria dotycząca Powstania Warszawskiego zacząłem doświadczać silnego niepokoju. Gwałty, morderstwa, wyrachowane zło, wszędzie zło. Nie obejrzałem tej serii do końca. W zasadzie nie dałem rady.
Następnie jednak zaczęły trafiać do mnie kolejne opisy zbrodni jakie miały miejsce w trakcie rzezi Woli. Uznałem wówczas, że twórcy polskiego serialu w wielu miejscach były wręcz „łagodni”.
Myśląc o 63 dniach chwały nie chcę jednak skupiać się na zbrodniarzach, kryminalistach oraz osobach, które wyrachowanie i bezrefleksyjnie pozbawiali życia tysięcy Polaków. Chce pamiętać naszych rodaków, ludzi, którzy żyli nadzieją, którzy choć przez chwilę zaczęli oddychać świeższym powietrzem, zapominając, że żyją w piekle.
Kilka dni temu moja córka mnie zaskoczyła. Przeczytała mi bajkę Bruno Ferrero pt „Dwaj przyjaciele” Opowiadanie to pokazuje w niezwykły sposób, jak piękna jest chwila chwały. Jak unikalny jest ten moment, w którym walczy się o coś więcej. Wydawać się to może czymś naiwnym i głupim, a jest najzwyczajniej w świecie wielkie. Oddaję zatem głos księdzu Ferrero, on najlepiej to wyjaśni:
„Starszy nazywał się Frank i miał 20 lat. Młodszy Ted miał 18 lat. Wiele czasu spędzali razem, ich przyjaźń sięgała czasów szkoły podstawowej. Razem postanowili zaciągnąć się do wojska. Przed wyjazdem przyrzekli sobie u rodzinom, że będą wzajemnie uważać na siebie. Szczęście im sprzyjało i znaleźli się w tym samym batalionie. Batalion ich został wysłany na wojnę. Było to straszliwa wojna, (…) Przez pewien czas Frank i Ted przebywali o obozie, chronionym przez lotnictwo. Lecz któregoś dnia pod wieczór przyszedł rozkaz by wkroczyć na terytorium nieprzyjaciela. Żołnierze pod piekielnym ogniem wroga dotarli do pewnej wsi. Ale nie było Teda. Frank szukał go wszędzie. Znalazł jego nazwisko w spisie zaginionych. Zgłosił się u komendanta z prośbą o pozwolenie na poszukiwanie jego przyjaciela.
- To jest zbyt niebezpieczne - odpowiedział komendant.
- Straciłem już twego przyjaciela, straciłbym również ciebie. Tam ostro strzelają.
Frank mimo wszystko poszedł. Po kilku godzinach znalazł Teda śmiertelnie rannego. Ostrożnie wziął go na ramiona. Nagle dosięgnął go pocisk. Nadludzkim wysiłkiem udało mu się donieść przyjaciela do obozu.
- Czy warto było umierać, by ratować umarłego? - spytał komendant.
- Tak - wyszeptał Frank, gdyż przed śmiercią Ted powiedział: - Wiedziałem, że przyjdziesz.
To właśnie powiemy Bogu w takiej chwili: "Wiedziałem, Boże, że przyjdziesz!"